31 sty 2013

Rozdział 22

Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak dobrze będzie mi przy Michale. Dzień, zaledwie jeden dzień, który w dodatku jeszcze trwa, a ja czuję się jak nowo narodzona. Nie robiliśmy nic specjalnego. Wygłupialiśmy się, oglądaliśmy filmy i po prostu cieszyliśmy się sobą. Przychodzi wieczór i Kądziu musi zaraz wracać. Niedługo też ma przyjechać Kamila ze Zbyszkiem. Pisała mi, że już jadą, ale nie napisała czy mu powiedziała. Zżera mnie ciekawość. Do tego jeszcze Kubiak… Na całe szczęście dał sobie już spokój, chociaż ja i tak cały czas zastanawiam się o co mu chodzi. Popijam sok i przyglądam się Michałowi. Ogląda w takim skupieniu, to zupełnie do niego niepodobne.
- Co? – odwraca się w moją stronę.
- Tak sobie myślę… - przygryzam wargę. – A może pojechałabym z Tobą do Łodzi?
- Poważnie?
- Wszyscy myślą, że poleciałam do Włoch. Mam wolne, aż do Sylwestra…
- To wcześniej nie mogłaś powiedzieć?! – podrywa się z miejsca.
- Co Ty robisz? – teraz to ja jestem zdziwiona jego zachowaniem.
- Nie ma na co czekać. Idź się spakować.
- Spokojnie. – próbuję go uspokoić.
- Ja Ci dam spokojnie! – przerzuca mnie sobie przez ramię, a ja jedynie zaczynam się śmiać. – Tylko tracimy czas!
- Muszę poczekać na Kamilę. – mówię, kiedy Michał stawia mnie w moim pokoju.
- Nie wytrzymasz bez plotek?
- To nie plotka, a bardzo ważna sprawa.
- Jasne… Zadzwonisz do niej po drodze.
- Już zaczynasz rządzić? – na serio zaczynam się denerwować.
- A to dopiero początek. – całuje mnie w policzek. – Pomyśl, szybciej dojedziemy, spędzimy noc w łóżku, a nie w samochodzie…
- No, dobra. Spakuję się i możemy jechać.
- I tylko tyle?
- Tylko. – podchodzę do komody i zaczynam wyciągać ubrania. Michał podchodzi do mnie i obejmuje mnie w pasie. Całuje mnie po karku, ja zamykam oczy i zaczynam odpływać.
- Nie musisz brać tego tak dużo. – szepcze mi do ucha.
- Zboczeniec. – odpowiadam i przechylam głowę dając mu znak, żeby całował mnie po szyi.

To, co od zawsze podobało mi się zimą to drzewa i krzewy. Uwielbiam las zimą, który wygląda przepięknie. Dodatkowo odkąd pamiętam uwielbiałam jeździć nocą, a to połączenie sprawia, że na mojej twarzy maluje się uśmiech. Puste ulice, fajne piosenki w radio i wspaniale zapowiadających się kilka dni. Czego chcieć więcej?
{- Hej, my już za chwilę będziemy.} – Kamila nie daje mi dojść do słowa, gdy do niej dzwonię.
-  Hej, ale mnie nie ma.
{- A gdzie jesteś?!}
- Najpierw powiedz czy wszystko w porządku.
{- Tak.} – po jej głosie słyszę, że się uśmiecha i jest zadowolona.
- Powiedziałaś mu? – Kądziu coraz bardziej przysłuchuje się mojej rozmowie z Kamą.
{- Tak.}
- Iiii?
{- Miałaś rację.}
- Zawsze mam. – oddycham z ulgą.
{- Kurde, co Ty znowu wymyśliłaś?! Muszę Ci coś powiedzieć! Gdzie jesteś?}
- Masz nikomu nie mówić! Jadę do Łodzi… - mówię nieco ciszej.
{- Do… Czekaj, czekaj. Nie mów, że jedziesz do…}
- No.
{- O kurde! Tym bardziej muszę Ci coś powiedzieć!}
- To mów.
{ - Nie mogę, tzn. nie przez telefon.}
- Zbyszek... Rozumiem.
{- No, właśnie…} - zapada cisza.
- Dobra pogadamy jak wrócę. To chyba może poczekać. Tylko chciałam się upewnić, że wszystko dobrze.
{- Ale wracasz na Sylwka?}
- Wiesz, że muszę. Dobrze, że już wszystko dopięte na ostatni guzik. Kam, odezwę się później.
{-Dobra, pa. Powodzenia!}
- Wszystko ok.?
- Nawet bardziej. – odpowiadam zadowolona. – Będzie mały Bartman. – teraz to już chyba, żadna tajemnica.
- Co?! – nie wiem skąd takie zaskoczenie z jego strony. – Poważnie?
- A co w tym dziwnego?
- Nie no nic… Ja pierdziele, ale jaja. – zaczyna się śmiać.
- O Ci chodzi?
- O nic. Zbyszek, jako ojciec, dobre.
- Uważasz, że się nie nadaje?
- Nadaje…
- Na pewno bardziej od Ciebie. – spogląda na mnie i przez chwilę mierzymy się wzrokiem. – Patrz na drogę. – mówię z przekąsem i opieram głowę o szybę. – Co planowałeś na Sylwka? – nie mogę przestać myśleć o pracy.
- To, co zawsze. Idziemy na imprezkę, a co?
- Mała korekta. Wracamy do Jastrzębia.
- Po, co?!
- A po to, że jestem odpowiedzialna za organizację klubowego Sylwka i muszę na nim być.
- Nie możesz się wykręcić?
- Mogę pójść sama.
- Jak zwykle musi być na Twoim… - kręci głową.
- Oczywiście. – nachylam się i całuję go w policzek.
- Musisz mnie przekonać. – porusza brwiami.
- Oczywiście. – jeszcze raz muskam jego ucho. – A teraz skup się na drodze. – odsuwam się i zaczynam bawić się telefonem.

***
Wchodzimy właśnie do mieszkania Zbyszka i pierwsze, co robię to chowam zapasy jedzenia do lodówki.
- Synuś, z głodu nie umrze. – zaczynam się śmiać. Zbyszek siada na taborecie i bawi się telefonem.
- Mogę się założyć, że sama zjesz większość. – piorunuję go spojrzeniem i chyba zdaje sobie z tego sprawę. – Żartowałem. Lepiej mówi, co Wiolka wymyśliła. – jak zwykle ciekawski.
- Ma sprawę do załatwienia.
- Nie bądź taka, powiedz.
- Powiedzmy, że chodzi o sprawy sercowe. Więcej Ci nie powiem.
- Jak to? – zaczyna coś główkować. – Dokąd ona pojechała? Misiek właśnie do niej jedzie… – jest wyraźnie zdziwiony, ale mnie jeszcze bardziej zaskakują jego słowa.
- Co Ty powiedziałeś?! – zamykam lodówkę i odwracam się do niego. – A co Kubiak ma z tym wspólnego?!
- Nie mówiłaś o nim?
- Nie?
- To co za sprawy sercowe?
- A Kubiak po co do niej jedzie?
- Kamilka. – próbuje mnie zbyć, o nie!
- Bartman! Teraz powiesz mi wszystko. – zaciekawiona siadam naprzeciwko niego i Zibi już wie, że nie ma innego wyjścia. - Co on kombinuje?
- Nic.
- Jak to nic? Coś jest na rzeczy… Powiedz, że nie zerwał z Sylwią!
- No, nie.
- No, więc?!
  
Sylwester

***
- Mówiłem, żebyśmy zostali.
- A ja mówiłam, żebyśmy wyjechali wcześniej. Jak zwykle muszę się spóźnić. – czy on musi mnie jeszcze bardziej denerwować?
- Chyba wszyscy już się przyzwyczaili.
- Och, Kądzioła! – zaciskam zęby. – Wcześniej też byłeś taki denerwujący? Jakoś nie pamiętam.
- Mała, nie denerwuj się tak. – kładzie dłoń na moje udo. – A może zrobimy sobie mały postój? – przygryza wargi.
- Tobie tylko jedno w głowie! – kręcę głowa i zaczynam szukać dzwoniącego telefonu. – Spotkamy się na miejscu. Chwilę się spóźnimy. – mówię do Kamili.
- To jak? – widzę, jak patrzy na mnie kątek oka.
- Nie drażnij mnie.
- Kto tu kogo drażni… Jeszcze krótsza mogłaby być ta sukienka…

***
- Wchodźcie. – otwieram drzwi i wpuszczam do środka Kamilę ze Zbyszkiem. – Sylwia jeszcze się szykuje… - siadają na kanapie, a ja staję przy barku. – Po drinku? – zwracam się do nich. – Dla Ciebie soczek. – puszczam oczko Kamie.
- Ta za nim się wypindrzy – Kamila mówi pod nosem.
- Podobno już kończy. – wzruszam ramionami. Szatynka słodko się peszy, chyba nie sądziła, że to usłyszę. - Wiolka będzie?
- Tak. Gadałam z nią, chwilę się spóźnią.
- Ciekawe, jaki będzie ten jej chłopak… - cały tydzień nie mogę przestać o tym myśleć. Wiola nigdy nie wspominała o żadnym chłopaku. Nawet na myśl mi nie przeszło, że może z kimś kręcić. Ostatnio rzeczywiście się zmieniła i między nami było jakoś inaczej, ale chłopak? Tyle razy mówiła, że nie chce się wiązać.
- Jeszcze się zdziwisz… - mówi całkiem pewna siebie.
- Skąd wiesz? – siadam obok i przyglądam się jej.
- Tak myślę.
- Jestem gotowa. – do pokoju wchodzi Sylwia.
- Możemy już jechać? – Zbyszek wstaje, a ja wciąż mierzę się wzrokiem z Kamilą, którą najzwyczajniej w świecie bawi ta cała sytuacja.

Muszę przyznać, że Wiolka się postarała. Wynajęty lokal prezentuje się super. Jest sporo osób i cała zabawa zaczyna się rozkręcać. Nawet wynajęła DJa. Pierwsze danie na ciepło i niektórzy poszli już tańczyć. Stoimy przy barze, a Wiolki dalej nie ma. Gdzie ona jest? Moje myśli krążą tylko wokół jej osoby.
- Ta to musi mieć wejście. – mówi Sylwia i w tym momencie wszyscy odwracamy się w stronę drzwi. – Idę zadzwonić do Leny. – dodaje i odchodzi, a ja nie muszę kryć swoich emocji.
- Chyba robicie sobie ze mnie jaja… - mówię podirytowany na widok Wiolki trzymającej się za rękę z Kądziołą.
- Mówiłam, że się zdziwisz. – Kamila zaczyna się śmiać.
- Co to ma, kurwa, być?! – zaciskam zęby, przechodzi mnie fala złości i gorąca. Krew się zaczyna we mnie gotować. Myślałem, że to jakiś laluś, który za chwilę się jej znudzi. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to może być on… Przyjaciel, zajebisty kurwa przyjaciel! Idzie zadowolony i wpatrzony w nią jak w obrazek. W sumie wcale mu się nie dziwie. Wiola wygląda cudownie. Idealnie dopasowana sukienka, opięta i krótka, bardzo krótka. Wysokie szpilki i te jej długie nogi. Włosy upięte w zwykłego kucyka, a wygląda zjawiskowo. Uśmiecha się tak niewinnie. Michał puszcza jej rękę i dłoń przesuwa na jej plecy. Na plecy, które jeszcze ostatnio głaskałem. Do tej pory nie myślałem o tym, że ktoś poza mną może ją dotykać. Nie byliśmy razem, ale to jakby było logiczne, że Wiola jest moja.
- Lepsza konkurencja. – Zbyszek poklepuje mnie po ramieniu, czym wkurza mnie jeszcze bardziej.
- Zabawne, kurwa, bardzo zabawne.
- Stary wyluzuj. Wiolka może być z kim chce.
- Ta…
- W końcu! - Kamila wita się czule z Małą.
- Cześć tatusiu. – Wiola całuje Bartmana w policzek i staje naprzeciwko mnie. Mierzymy się wzrokiem. Żadne z nas nie wykonuje żadnego kroku. Jakbyśmy czekali na reakcje drugiego.
- Cześć. – w końcu mówi niepewnie. Wspina się na palce i mnie również całuje w policzek. Robi to bardzo subtelnie, ale szybko się odrywa i odsuwa. Nawet wiem dlaczego…
- Cześć. – odpowiadam i jednocześnie podaję rękę Kądziowi. Spoglądam na Małą i zauważam na jej nadgarstku bransoletkę. Moją bransoletkę. Uśmiecham się mimowolnie, a wzrok Wiolki również wędruje na błyskotkę.  Potrząsa ręką i sama się jej przygląda.
- Chodźcie do stolika. – ciszę przerywa Kamila.
- Kto to się w końcu zjawił. – dołącza do nas Sylwia. –  Proszę, nawet przeszłaś się na solarium. I to chyba kilka razy…  – zwraca się do Małej, a jej oczy zaczynają się błyszczeć.
- Przynajmniej mam twarz w kolorze szyi i z łaski swojej nie psuj nikomu zabawy. – Wiola zjeżdża ją wzrokiem i najzwyczajniej w świecie przestaje zwracać na nią uwagę.  

Dziewczyny szaleją na parkiecie, Zbyszek zakłada się o coś z Patrykiem, a ja zostałem sam z Kądziem. Najchętniej wszystko bym mu wygarną i kazał odwalić się od Małej, ale nie mogę i to chyba najbardziej mnie denerwuję. Przypomina mi się nasz wypad do baru, jak opowiadał o ich znajomości. Pamiętam z jakim przejęciem opowiadał o tej ich wspólnej nocy, że też od razu nie zauważyłem, że cały czas coś do niej czuje.
- Chyba musimy pogadać. – przerywa ciszę. Czego on chce? – Wiem o Tobie i Wioli… - wskazuje na nią głową.
- Co Ty możesz wiedzieć. – prycham zły i zaskoczony.
- Wiem wszystko od początku. Odkąd wróciliście z tego obozu… Wiem o tym Waszym układzie. – coraz bardziej nie rozumiem.
- Czyli, że co? Wiedziałeś, że ze mną sypia i jednocześnie sam się za nią brałeś?! – nie wytrzymuję i wybucham. – Niezły jesteś.
- Nie musiałem się za nią brać, nie zrozumiesz... – jest opanowany, chociaż wiem, że w nim również gotuje się w środku.
- Masz rację. Nie rozumiem. Ty przypadkiem nie byłeś z tą… Jak jej tam, Magda tak? Do tego wiedziałeś o nas, a mimo to...
- Nie wiesz wszystkiego. - przerywa mi.
- Ponoć tylko się przyjaźniliście. Ładna przyjaźń.
- Oceniasz mnie? Jesteśmy w takiej samej sytuacji. Nie możesz wysiedzieć z zazdrości, a obok siedzi Twoja narzeczona. To jest w porządku?! Ja przynajmniej wiedziałem, a Sylwia wie?! – zaciskam pod stołem pięści. Wiem, że ma rację. To wszystko jest chore… Kądziu nie przerywa. – W przeciwieństwie do Ciebie ja umiałem wybrać.
- Skąd wiesz kogo wybrałaby Wiolka? Do tej pory nie musiała tego robić.
- Jest ze mną.
- Ale to na mnie leci. – mierzymy się wzrokiem.
- Teraz to się zmieni. Łapy przy sobie, zrozumiałeś?! Trzymaj się od niej z daleka! – unosi głos, a ja zaczynam się śmiać.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić. Myślisz, że odpuszczę?! Jeszcze zobaczymy.
- Ja nie żartuję.
- Ja też nie. Spędzamy razem dużo czasu, a to podobno zbliża…
- O czym rozmawiacie? – do stolika wraca Zbyszek, a my z Michałem mierzymy go wzrokiem.
- O niczym. – odpowiadam przyjacielowi.
- To uśmiechnijcie się ładnie, bo wyglądacie jakbyście mieli za chwilę rzucić się na siebie. - zaczyna się śmiać, a ja wywracam oczami. - Kobiety, co one z nami robią. - dodaję rozbawiony, a ja jedynie odwracam się w stronę parkietu. Nie dam zepsuć sobie zabawy.
- Chodź. – kiwam głową na Zbyszka i idziemy do reszty chłopaków. – W końcu to klubowa impreza, nie?
- W końcu gadasz do rzeczy. – Zbyszek zaciera ręce.

Wychodzę na zewnątrz zadzwonić. W środku jest tak głośno, że nic nie słychać. Kameralny Sylwek zamienił się w niezłą imprezkę. Dobrze, że była ograniczona ilość alkoholu, bo każdy nieźle by się schlał. Siadam na ławce, a po chwili ktoś się do mnie dosiada.
- Co tam? – tuż obok pojawia się Wiola.
- W porządku. Widzę u Ciebie też… - upijam napój i odwracam twarz w jej stronę.
- Trochę się pozmieniało.
- Widzę.
- Michał, ja… Powinnam Ci powiedzieć o tym inaczej, ale to wyszło tak niespodziewanie.
- Nie musisz mi się tłumaczyć. – próbuję udawać obojętnego. – W końcu jasno dałaś mi do zrozumienia na czym stoimy.
- Wiem, ale nie chciałam, żeby było niezręcznie.
- Niezręcznie? Czy kiedykolwiek było niezręcznie? – rozbawiony kręcę głową i dopiero teraz dociera do mnie sens tych słów.
- Nie. – przygryza wargę i uśmiecha się delikatnie.
- W porządku. – kciukiem muskam ją po policzku. Szybko jednak cofam dłoń.
- Nie możemy dłużej… - ucina. Doskonale wiem, o co jej chodzi.
- Tak? – pytam prowokująco, a Wiola jedynie kiwa głową. – Rozumiem, czyli co? Od teraz przyjaciele?
- Mówiłam Ci, że przyjaciele nie…
- Przecież nie będziemy już ze sobą sypiać. – przerywam jej i puszczam oczko. Peszy się, znowu się peszy, a nigdy wcześniej tego nie robiła. Och, Wiola… Mam taką ochotę zasmakować jej ust. Nie mogę się przy niej kontrolować. – Powiedziałem, coś nie tak?- Wiola unika kontaktu wzrokowego.
- Nie… A co u Ciebie? Postanowiłeś coś? – zmienia temat. Domyślam się, że chodzi jej o Sylwię. Przyszliśmy na Sylwestra, a ona ciągle wisi na telefonie i dzwoni do wszystkich z życzeniami. Teraz już sam nie wiem, co zrobić. Ten tydzień dużo zmienił.
- Spróbuję to naprawić. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. – mówię to, chociaż wcale tego nie chcę. Nie wierzę w sens tych słów.

5…, 4…, 3…, 2…, 1. Szczęśliwego Nowego Roku! Wszyscy rzucają się sobie na szyję, całują się i składają życzenia.
- Wszystkiego najlepszego kochanie. – blondynka wtula się we mnie.
- Wzajemnie. – całuję ją. Przypomina mi się nasz poprzedni Sylwester. Wtedy wszystko było prostsze, byliśmy naprawdę szczęśliwi.
- Za zwycięstwo! Za nas! Za drużynę!– chłopaki wznoszą, co chwila inny toast.
- Czego mogę Wam życzyć? – zwracam się do Kamy i Zbyszka. – Szczęścia, bo miłości i seksu to macie, aż za dużo. – zaczynam się śmiać. – Żeby dziecko nie było podobne do Zbyszka.
- Kubiak. – podchodzi do nas Wiola. – Co to za życzenia? Byś się postarał.– odwraca się do mnie i całuje mnie w policzek. – Żeby wszystko Ci się ułożyło. –  szepcze i przytula się do mnie.
- Taka mam nadzieję. – obejmuję ją. - Szczęścia, Mała. - Zawalczę, dodaję w myślach.
___________________________________________________________________________________
Dzisiaj trochę więcej z perspektywy Michała. Dodatkowo taki mały przeskok w czasie, a niedługo będzie trochę większy. Mam nadzieję, że nie będzie Wam to przeszkadzać ;). Na następny zapraszam w poniedziałek. 
Nowy rozdział również na Sparkle in the eyes

26 sty 2013

Rozdział 21

Ostatnie dni należą do jednych z gorszych w moim życiu. Owszem, kiedyś w przyszłości chciałam mieć dzieci, ale nie myślałam, że to będzie teraz. To chyba najgorszy moment na ciążę. Najgorsze jest jednak jeszcze przede mną, bowiem muszę powiedzieć Zbyszkowi, a mam co do tego same złe przeczucia i czarne myśli. Do tego jeszcze święta. Lubię jego rodzinę, ale nie chciałam tutaj przyjeżdżać. Chyba wolałabym zostać z Wiolką.Tak jak się spodziewałam, wigilia była cudowna. Wszyscy byli mili, radośni, żartowali,  jednym słowem prawdziwa rodzinna atmosfera, a mimo to przez cały wieczór miałam przyklejony na twarzy sztuczny uśmiech. Cały czas krążyły mi myśli, że to wszystko zaraz może się skończyć. Wszystko niedługo się zmieni i to bardzo… Postanowiliśmy, a raczej Zbyszek z rodzicami postanowił, że zatrzymamy się u nich. Wchodzimy właśnie do jego pokoju, a mój nastrój robi się coraz gorszy.
- Nie wiedziałem, że jest tak późno. – mówi Zbyszek, kiedy otwiera przede mną drzwi.
- Około 2.
- Zmęczona? – czuję jego rękę na plecach.
- Tak. Idę wziąć prysznic. – próbuję go wyminąć.
- Co się dzieje? – łapie mnie za dłoń i przyciąga bliżej siebie.
- Nic, a co ma się dziać?
- Od kilku dni dziwnie się zachowujesz. Chcesz pogadać?
- Jestem zmęczona. Chcę się umyć i iść spać. Tyle. – całuje go w policzek i wymijam.
- Może pójdziemy razem? – znowu czuję jego dłonie na biodrach, ale dzisiaj nie mam ochoty na jakiekolwiek igraszki.
- Nie dzisiaj. – wyswobadzam się i szybko wchodzę do łazienki. Opieram się o umywalkę i spoglądam w lustro. Zaciskam dłonie, a po chwili odkręcam gorącą wodę i wchodzę pod prysznic. Nie sądziłam, że to będzie takie cholernie ciężkie. Może powinnam po prostu przed nim stanąć i prosto z mostu walnąć, że jestem w ciąży? Gorąca woda spływa po moim ciele i nie mam najmniejszej ochoty stąd wychodzić.  – Ogarnij się. – mówię w myślach. Owinięta ręcznikiem wychodzę z łazienki.
- Łazienka wolna. – mówię do Zbyszka i podchodzę do walizki. Otwieram ją i szukam czegoś do spania. Moją uwagę przykuwa małe pudełeczko na dnie. Nie mam pojęcia, co to jest. Nie pakowałam czegoś takiego. Ubieram się, a następnie upewniam, że Zbyszek jest w łazience. Słychać lejącą się wodę, więc zaciekawiona wyciągam pakunek. Dołączony jest do niego liścik.
- Na odwagę. Wiola. – czytam po cichu. Co ona wymyśliła? Pomału je otwieram i wyciągam z nich malutkie buciki. Stawiam je sobie na dłoni i zszokowana siadam na łóżku. Przyglądam im się, a moja ręką automatycznie wędruje na brzuch. Muszę mu powiedzieć. Jak najszybciej. Chowam buciki, gaszę światło i po ciemku siadam na parapecie. Sama nie wiem, dlaczego tak się boję. Woda przestaje lecieć i chwilę później Zbyszek wychodzi z łazienki.
- Czemu siedziałaś po ciemku? – pyta, kiedy zapala światło.  Po moim policzku płynie pierwsza łza i nic nie odpowiadam. – Co się dzieję? – Zbyszek kuca obok mnie, a ja odwracam twarz w jego stronę.

***
Zamykam drzwi i wciąż nie wierzę, że Michał jest tutaj. Tyle czasu próbowałam o nim zapomnieć, a wystarczyło, ze stanął w moich drzwiach i wszystko wróciło. Chyba nawet jeszcze silniejsze. Ostatni raz spoglądam w lustro i idę do salonu.
- Co Ty tu robisz? W dodatku w taki dzień i o takiej godzinie… - patrzę na niego pytająco. – Nie powinieneś być w domu?
- Byłem. Myślałem, że jesteś u Zuzy, ale kiedy dowiedziałem się, że zostałaś to od razu wsiadłem w samochód.
- Nie rozumiem… - podchodzę bliżej i siadam na kanapie. Kądzioła odwraca się w moja stronę i siedzimy twarzą w twarz.
- Wiola, musimy porozmawiać.
- Myślałam, że nie mamy o czym. – odwracam od niego wzrok. Nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy.
- Przepraszam. Ja nie chciałem wtedy tego powiedzieć.
- Masz mnie za dziwkę. Nic dziwnego. Dużo ludzi tak o mnie myśli. Luzik… - zaczynam się irytować.
- Wiesz, że to nie tak!
- A jak? – dopiero teraz spoglądam na niego. – Powiedz mi kim ja dla Ciebie jestem?
- Nie wiem…
- No, właśnie, a ja nie wiem, co tu robisz.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna. – Michał łapie mnie za rękę.
- Nie kłam. Już nie musisz udawać. – próbuję wyciągnąć dłoń z jego uścisku. –Między nami nigdy nie będzie tak, jak było nawet gdybyśmy tego chcieli. No, o ile byśmy tego chcieli…
- Kim ja dla Ciebie jestem? – przerywa mi i jest przy tym bardzo poważny.
Spoglądam na niego. Patrzę mu w oczy i kładę dłoń na jego policzek. Gładzę go opuszkami palców. Michał kładzie na moją rękę swoją dłoń.
- Nie wiem. – teraz wiem, dlaczego tak bałam się tej rozmowy. Nie mogę zebrać słów, nie wiem, co mu powiedzieć. Udawanie wrednej i pewnej siebie jest łatwe. Prosto jest denerwować ludzi. Ciężko jest mówić o prawdziwym uczuciach. – Nie wiem, Michaś. Byłeś ważny, bardzo ważny, ale zniszczyliśmy to wszystko. – czuję, że do oczu napływają mi łzy. Odsuwam się od niego i chowam twarz w dłoniach.
- Wiola… - Michał próbuje unieść mój podbródek, jednak nie pozwalam mu na to. Po prostu wstaję z kanapy i wyciągam z szafki drugi kieliszek do wina.
- Napijesz się? – widzę, że się waha. – Chyba nie jechałeś tu po to, żeby zaraz wracać… - bardziej stwierdzam, aniżeli pytam. Nalewam nam wino i wracam na kanapę. – Zacznijmy od początku. Dlaczego przyjechałeś?
- Są święta. Nie chciałem, żebyś była sama. Gdybym wiedział nie pozwoliłbym na to. – upija wino.
- Gdybyśmy mieli kontakt to byś może wiedział… - również upijam wino i znowu zapada cisza…

***
Patrzę na Zbyszka i znowu ściska mnie w gardle. Nie umiem mu tego powiedzieć. Zibi opuszkiem kciuka wyciera z mojego policzka łzy.
- Powiesz mi, co się dzieje? – w jego głosie słychać troskę.
- Zbyszek… Ja… - wstaję i go wymijam. Krążę po pokoju, a po chwili siadam na łóżku. Zbyszek siada tuż obok mnie. Cały czas nie spuszcza ze mnie wzroku. – Za nim Ci powiem musisz wiedzieć, że ja to sobie już wszystko przemyślałam. Mnie to też zaskoczyło. Nie planowałam tego. Dlatego zrozumiem każdą Twoją reakcję, decyzję. Masz prawo zareagować… - urywam i dopiero teraz  patrzę mu w oczy. – Zbyszek ja… - cholera! Znowu to samo. Spoglądam na walizkę. Och, Wiola! Szybko wstaję i wyciągam z niej małe pudełeczko. Wracam na łóżko i kurczowo trzymam je w dłoni. Biorę głęboki oddech i pomału podaję je Zbyszkowi. Wstrzymuję oddech, kiedy je otwiera. Spogląda to na buciki, to na mnie. Wyjmuje je i ustawia sobie na dłoni. Wciąż nic nie mówi.
- Czy Ty chcesz mi powiedzieć, że…  
- Wiem, że to nie jest czas na dziecko. – przerywam mu. – To nie jest odpowiedni czas ani dla Ciebie, ani dla mnie. Nie rozmawialiśmy nigdy o tym… Ja sobie wszystko przemyślałam. – wstaję i podchodzę do okna. – Nie chcę Cię do niczego zmuszać.
- O czym Ty mówisz? – nie dość, że jest zdziwiony to zaczyna robić się zły. Wiedziałam, że tak będzie.
- Ja wiem, że nie chcesz dziecka. Ja na początku też nie chciałam. W sumie może wciąż… - gryzę się w język. – Nie będę Cię do niczego zmuszać. – powtarzam.
- Co Ty do cholery mówisz?! – zrywa się z łóżka i podchodzi do mnie. Automatycznie robię krok w tył. - Kamila! – unosi głos przez, co zwraca moją uwagę. Odwracam głowę i patrzę na niego. – Jak mogłaś pomyśleć, że… - nie kończy zdania i zaczyna kręcić głową.
- Normalnie. Jak Ty to sobie wyobrażasz? Jesteśmy ze sobą krótko, nigdy nie rozmawialiśmy na takie tematy, przecież my nawet nie mieszkamy ze sobą!
- Dobrze wiesz, że od początku chciałem, żebyśmy razem zamieszkali. To Ty nie chciałaś!
- A dziecko chcesz?! – wybucham. Przez ostatnie dni dusiłam to wszystko w sobie i nie wytrzymuję. Walę prosto z mostu. – No, powiedz. Chciałeś?! Chcesz?! – Zbyszek nic nie mówili. Patrzy na mnie i jest jeszcze bardziej zaskoczony.
- Nie myślałem o tym wcześniej… - przeczesuje ręką włosy.
- To nie jest odpowiednia pora na takie rozmowy. Mamy czas, żeby do tego wrócić, a Ty masz o czym myśleć. Przepraszam, ale jestem zmęczona. – wymijam go i kładę się do łóżka. Zbyszek po chwili gasi światło i kładzie się obok. On leży na plecach, a ja na boku tyłem do niego. Po moim policzku znowu zaczynają płynąć łzy. Zdaję sobie sprawę, że on również nie śpi. Nie tak wyobrażałam sobie nasz związek. Bynajmniej nie na tym etapie. Najchętniej wróciłabym teraz do domu, a mamy wracać dopiero późnym wieczorem. Nie dam rady kolejny dzień udawać, że wszystko jest w porządku. Nagle Zbyszek siada i odwraca mnie w swoją stronę. Unoszę się i siadam obok niego. Chociaż w pokoju jest ciemno, widzę, że bije się z myślami. Próbuję coś powiedzieć, ale Zbyszek po prostu wpija się w moje usta.
- Kocham Cię i cieszę się, rozumiesz? – odsuwa się, ale nie wypuszcza ze swoich ramion. - Zapamiętaj to i nigdy więcej nie myśl inaczej!
- Zbyszek…
- Nie rozumiem, dlaczego tak o mnie pomyślałaś. Znasz mnie, dlaczego się mnie bałaś? - w jego głosie słychać żal, rozczarowanie, może i smutek. W tym momencie mam jeszcze większe wyrzuty sumienia.
- Nie myślę tak. Po prostu mnie to przerasta. – mówię cicho i pociągam nosem.
- Nie płacz. Spójrz na mnie.  – odsuwa się i patrzy mi w oczy. – Cieszę się. – powtarza.  – Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.  – głaszcze mnie po włosach.
- Mówisz jakby to było takie proste.
- A nie jest? – uśmiecha się. – Kochamy się, będziemy mieli dziecko, w końcu to normalne. – mówi to tak spokojnie, że aż go nie poznaję. Czuję się jakby siedział koło mnie inny Zbyszek. – To dlatego Wiola mówiła, że to będę moje najpiękniejsze święta? – dodaje po chwili, a ja jedynie kiwam twierdząco głową. – Miała rację.- całuje mnie w czubek nosa.
- Jeszcze będziesz uciekał gdzie pieprz rośnie. – w końcu i ja zaczynam się uśmiechać.
- Ja nigdy nie uciekam. – Zbyszek zaczyna się śmiać, a ja wtulam się w niego mocno. Czuję ulgę. Może jeszcze nie dociera do niego to wszystko, ale cieszę się, że zareagował właśnie w taki sposób.
- Kocham Cię. - mówię szeptem, ale wiem, że słyszy, bo przysuwa mnie jeszcze bliżej siebie. Unoszę głowę i patrzę mu w oczy. Nie ma w nich złości, może naprawdę się cieszy...

***
Rozmowa wcale nam się nie klei. Wyrosła między nami jakaś bariera i nie umiemy jej przeskoczyć. Jeszcze nigdy nie czułam się przy Michale tak niezręcznie. Co chwila zapada między nami cisza. Do tej pory nie zamykały nam się buzie, a jeden temat po chwili zastępowaliśmy drugim. Dziś nie mamy o czym rozmawiać albo nie umiemy już ze sobą rozmawiać. Sama nie wiem. Z jednej strony rzuciłabym się na niego, żeby poczuć jego dotyk, zasmakować jego ust albo po prostu wtulić się w niego, a z drugiej chciałabym, żeby jak najszybciej stąd poszedł. To jest trudne, zbyt trudne… Zamiast lepiej, robi mi się coraz gorzej. Jest mi przykro. Odwracam głowę i spuszczam wzrok w podłogę.
- Dłużej tak nie mogę. – Michał przerywa ciszę.
- Nie rozumiem. – unoszę wzrok i patrzę na niego, a on przysuwa się w wpija w moje usta. W tym pocałunku nie ma delikatności ani subtelności. Kądziu całuje namiętnie i zaborczo, jakby bał się, że to się więcej nie powtórzy. Odwzajemniam jego pocałunki. Również próbuję nacieszyć się tą chwilą.
- Dłużej nie mogę udawać, że jesteś mi obojętna. – Michał przestaje mnie całować, ale nie odsuwa się. Ujmuje moją twarz w dłonie i opiera się czołem o moje czoło. – Czuję coś do Ciebie, rozumiesz? Nie wiem, co to jest. Nie wiem, jak to nazwać. Nie mogę przestać o Tobie myśleć. – delikatnie mnie całuje. - Teraz rozumiesz po, co przyjechałem? Ja nie mogłem już wytrzymać bez Ciebie. Musiałem Cię zobaczyć. Tyle czasu na to czekałem.
Jestem w szoku. Zamykam oczy i czuję się jak we śnie. Na pewno zaraz się obudzę i to wszystko zniknie. On zniknie. To nie może być prawda. Robi mi się gorąco i ściska mnie w środku. Otwieram oczy, ale Michał nie znika. Jedynie delikatnie odsuwa się ode mnie.
- Powiesz coś?
Milczę. W dalszym ciągu nie mogę wydobyć z siebie słowa.
- Michał, ja… - mówię po chwili. Kądziu kręci głową ze zrezygnowaniem. Zabiera ze mnie ręce i wstaje. Podchodzi do okna i teraz to on milczy. Zrób coś! Powtarzam w myślach. Wstaję za nim i łapię go za rękę. Zaskoczony odwraca się w moją stronę.  
- A Magda? Co z nią?
- Zerwałem z nią. – na te słowa czuję ulgę. Zagryzam wargę i nie czekam już na nic. Staję na palcach i wpijam się w jego usta. Zarzucam mu ręce na szyję i nie pozwalam oderwać się od siebie. Michał jest zaskoczony.
- Czuję coś do Ciebie. Nie wiem, co to jest. Ja też nie umiem tego nazwać. – mówię, patrząc mu w oczy, a ona tak słodko się uśmiecha. - Wiesz, że nie jestem stworzona do związków?
- Spróbujmy. – mówi patrząc mi w oczy.
- Spróbujmy. – odpowiadam i ponownie czuję jego usta na swoich.
- Zawsze możemy wrócić do przyjaźni. – zaczesuje mi włosy za ucho.
- Sam w to nie wierzysz.
- Nie. – ponownie zaczyna mnie całować. – Koniec z Kubiakiem.
- Koniec. – mówię nie odrywając się od niego.

Budzi mnie wibracja telefonu. Otwieram oczy i pojawia mi się przed nimi najpiękniejszy obrazek z możliwych. Michał śpi tak słodko. Uśmiecha się przez sen. Odwracam się delikatnie, żeby go nie obudzić i sięgam po dzwoniący telefon. Nie wiem nawet, kiedy wyłączyłam dźwięk. Dzwoni Kubiak. Czego on chce tak wcześnie? Czego on w ogóle chce? Nie mam zamiaru zastanawiać się teraz nad tym. Odkładam telefon na szafkę nocną i mam nadzieję, że zaraz się uspokoi. Na nadgarstku przesuwa mi się bransoletka. Zapomniałam ją zdjąć. Przyglądam się jej i znowu przed oczami mam Kubiaka. Muszę to jakoś załatwić. W tym samym momencie czuję jak Michała przytula się do moich pleców. Obejmuje mnie w pasie, a ja w dalszym ciągu patrzę na wibrujący na szafce apart. 
______________________________________________________________________________
Jak widzicie obawy Kamili okazały się nieuzasadnione :). Jest to pierwszy rozdział, w którym tak dużo napisane jest z jej perspektywy, ale wydaję mi się, że nie wyszło najgorzej. Ta noc miała być wyjątkowa zarówno dla niej, jak i dla Wioli. Mam nadzieję, że w jakimś sensie była ;). Następny w czwartek :). Pozdrawiam ;*

23 sty 2013

Rozdział 20

Ostatnie dni minęły jak z bicza strzelił. Kamila za wszelką cenę unikała tematu ciąży, a ja unikałam rozmowy z Zuzą. Musiałam w końcu powiedzieć jej, że nie przylecę na święta. Jutro jest ostatni mecz i to właśnie jutro wieczorem powinnam wsiadać do samolotu. Zuzia nie była zadowolona, była wręcz wkurzona, ale obydwie wiemy, że przez telefon nic nie osiągnie, a sama już nie przyleci. Będę musiała jej to jakoś wynagrodzić, ale na to przyjdzie jeszcze czas. Kubiak od naszej ostatniej rozmowy zrobił się dla mnie bardzo miły, co w gruncie rzeczy wcale mi się nie podoba. Jestem pewna, że coś za tym stoi. Swoją drogą wcale mi to do niego nie pasuje, dużo bardziej wolałam go w roli niegrzecznego chłopca. A może on nie jest niegrzeczny? Może wymyśliłam to sobie? A on udawał? Dostał to, co chciał i znowu może być sobą. Nie, to już w ogóle do niego nie pasuje. W głowie mam coraz większy mętlik. Poza Zuzką nikt nie wie o moich nowym planach. Kamila w dalszym ciągu myśli, że jutro wylatuje, dlatego dzisiaj organizuje nam naszą małą, własną Wigilię. Oczywiście nie zabraknie na niej Zbyszka i Kubiaka. Skoro zostaję w Żorach muszę zrobić duże zakupy. W końcu nie będę głodować tych kilka dni, a wręcz przeciwnie. Postanowiłam, że mimo iż będę sama to 24 grudnia będę miała prawdziwą Wigilię. Jutro wieczorem czeka mnie gotowanie i pieczenie. Wchodzę właśnie do mieszkania obładowana siatkami, a od progu słyszę podśpiewującą Kamę.
- Hej. – wchodzę do kuchni, a na jej widok uśmiech pojawia się na moich ustach.
- Hej, hej. – odpowiada równie zadowolona. – Dobrze, że jesteś. Pomożesz mi, bo mamy jeszcze bardzo dużo do zrobienia! – dopiero teraz odwraca się w moją stronę i wymierza we mnie łyżką – A co to za siatki?! Wszystko mamy. – mierzy mnie wzrokiem.
- Takie tam…, zakupy. – próbuję ją zbyć.
- Aha, dobra. Chodź. – robi mi miejsce na stole.
- To może lepiej ogarnę pokój? Nie będę Ci tu przeszkadzać.

W sumie wieczór jak wieczór. Przypomina jedną z naszych częstych kolacji, no może stół jest bardziej zastawiony.
- To od razu po meczu wyjeżdżacie? – spoglądam na Zbyszka i Kamilę, i widzę jak zaciska policzki. Nie podoba się jej ten temat, zresztą tak, jak i cały ten wyjazd.
- Zajedziemy tylko po rzeczy i jedziemy.
- Ty też od razu jedziesz? – zwracam się do Kubiaka, który kiwa twierdząco głową.
Bardzo dobrze. Będę miała spokój i wszystko będzie po mojej myśli.
- To Wesołych świąt! – uśmiechnięta wznoszę szklankę z sokiem.
- Wesołych. – odpowiadają i zaczynamy jeść.
Chłopcy już poszli, a my posprzątałyśmy. Wychodzę spod prysznica i idę do Kamili.
- Spakowana?  - siadam na jej łóżku i przyglądam się stojącej przy szafie walizce.
- Nie podoba mi się to wszystko. Wcale nie chcę tam jechać.
- Dasz radę.
- Najchętniej zostałabym tutaj, nawet sama...
- Sama to zostaję ja, a Ty masz powiedzieć Zbyszkowi.
- CO?! Jak to zostajesz? Tutaj? Sama? – zasypuje mnie pytaniami, a ja żałuję, że nie ugryzłam się w język. – Mowy nie ma! – kontynuuje. – To ja zostaję z Tobą!
- Mowy nie ma! – patrzą na nią i odpowiadam spokojnie. – Pojedziesz, spędzisz święta ze Zbyszkiem i jego rodzicami, powiesz mu i tyle.
- Chyba żartujesz.
- No, co?
- Nie powiem mu w święta. Jak Ty to sobie wyobrażasz? Przecież on wpadnie w szał. Nie, nie, mowy nie ma. – kręci głową.
- Nie przesadzasz? – spoglądam na nią. – Zbyszek nie jest taki. Poza tym musisz mu powiedzieć. Może i jest ślepy, ale prędzej czy później zauważy… - próbuję ją rozweselić.
- Lepiej później… Nie powiem mu teraz, nie tam…
- Jak będzie źle to jedno słowo i przyjadę po Ciebie.
- Mam coś dla Ciebie. – zmienia temat i wyciąga z szafki czerwone pudełko.
- Ja też coś mam. Czekaj. – wstaję i idę do swojego pokoju po prezent dla niej.
Wymieniamy się pudełeczkami i szczęśliwe niczym małe dziewczynki rozpakowujemy podarki.
- Wesołych świąt. – Kamila mnie przytula i całuje w policzek.
- Oby te święta były najpiękniejsze. Jestem pewna, że to będzie najlepszy prezent Zbyszka, jaki dostał. – nie ustępuję.
- Och, Wiola…


Mecz skończył się po naszej myśli. Gładko go wygraliśmy. Wszyscy w świetnych humorach opuszczamy halę. Właśnie tutaj postanowiliśmy się pożegnać.
- To jeszcze raz. Wesołych świąt! – mówi Zbyszek, po czym ląduję w jego ramionach.
- Mam nadzieję, że to będą Twoje najpiękniejsze święta. – szepczę mu do ucha, a kiedy odsuwam się od niego zarówno jego jak i moje spojrzenie wędruje na Kamilę. Obydwoje lekko się uśmiechamy.
- Też mam taką nadzieję. – odpowiada uśmiechnięty, po czym żegna się z Kubiakiem, a ja z Kamilą i odjeżdżają.
- To zostaliśmy sami. – słyszę za sobą głos Michała.
- Niezupełnie. – odwracam się do niego i rozglądam w koło.
- No, chodź do mnie! – na te słowa kładzie ręce na moich biodrach i przysuwa mnie do siebie. Przesuwa dłonie na moje plecy i mocno mnie przytula. – Wesołych Świąt, Mała. – szepcze i całuje mnie w czoło.
- Wesołych Świąt. Oby ułożyło Ci się z Sylwią. – nie jestem pewna swoich słów.
- Nie psuj chwili. – zaczyna się uśmiechać w ten swój uroczy sposób. – Mam coś dla Ciebie. – sięga do torby.
- Michał, ale…
- Nic nie mów. – ucisza mnie.
- Ale ja też coś mam. – dokańczam, a on unosi wzrok i uśmiecha się. Taka już jestem, że zawsze kupuję wszystkim prezenty. Tak się rozpędziłam, że nawet i dla Kądzia kupiłam… A przecież to już prawie miesiąc jak nie mamy ze sobą kontaktu.
- Otwórz jutro. – Misiek daje mi małe srebrne pudełeczko.
- Dobra… - mówię niechętnie. –  Ty możesz otworzyć, kiedy chcesz. – podaję mu prezent.
- Mogę teraz? – pyta, a oczy mu się święcą, jakby nie mógł się już doczekać. Kiwam twierdząco głową, a Michał rozchyla torebkę i wyciąga z nich pudełko z perfumami Hugo Bossa.
- Perfumy? – nie wiem, czemu przygryza wargę i pyta prowokująco.
- Są ładniejsze od tych nowych. – odpowiadam patrząc mu w oczy. Pachniał nimi wtedy nad morzem. Idealnie do niego pasują.
- Te nowe są od Sylwii.
- I wszystko jasne... – zaczynamy się śmiać i wciąż patrzymy się sobie w oczy.
- Też wolę te. – unosi nowe perfumy i całuje mnie w policzek. – Dziękuję. – nie odsuwa się i mówi to tak, że prawie dotyka ustami mojego policzka. - Jesteś kochana.
- Słucham?! - odsuwam się od niego. - Może powiedzieć o mnie wszystko, ale na pewno nie to, że jestem kochana...
- Wiem, co mówię. - kładzie rękę na mój policzek.
- Musisz już jechać. Zresztą ja też… 
- Odezwij się. – znowu całuje mnie w policzek. – A najlepiej ja to zrobię. – obejmuje mnie i odprowadza do samochodu.

Tak jak przypuszczałam cały wieczór zajęło mi gotowanie. Chciałam prawdziwych świąt, a teraz patrzę na tą stertę jedzenia i zastanawiam się, co ja z tym zrobię… Sama... Rozglądam się po kuchni i na całe szczęście nie zrobiłam dużego bałaganu, więc wszystko szybko doprowadzam do porządku. Prysznic i w końcu mogę usiąść z lampką wina przy choince, przy moich ukochanych lampkach choinkowych.

24 grudnia zaczął się od telefonu Kuby, który koniecznie musiał złożyć mi życzenia przed wyjazdem do rodziny. Rozmawiając z nim coraz bardziej zaczynałam tęsknić za Michałem. Kuba o nic nie pytał, nic o nim nie mówił, a i ja jakoś nie miałam ochoty zaczynać tego tematu, chociaż zjadało mnie od środka. Może powinnam zdzwonić do niego? W końcu są święta… Nie, chyba lepiej nie… Cały dzień męczyłam się z tymi myślami. Dokończyłam sprzątać mieszkanie. Przygotowałam stół i idę się uszykować. Nie będę, przecież siedzieć w dresach. Najadłam się, a nawet wszystkiego nie spróbowałam. W telewizji lecą te same filmy, co zawsze. Cisza, spokój… Zamykam oczy i opieram się o oparcie kanapy. Tego właśnie chciałam. Tyle ciągle dzieje się w moim życiu, a teraz w końcu czuję spokój. Niestety, niedługo…
- Słucham? – sięgam po telefon i kręcę głową, kiedy na ekranie wyświetla się Kubiak.
{- Wesołych świąt. }
- Już to mówiłeś… - zapada cisza. – Nie powinieneś siedzieć teraz przy stole? Z rodziną, z Sylwią…
{ - Powinnaś być u Zuzi. } – na te słowa wywracam oczami. Skąd on wie?
- Kubiak. Zajmij się sobą...
{ - Chciałem się upewnić, że wszystko w porządku. }
- Wszystko w porządku.
{- Otworzyłaś prezent?} - cholera! Prezent zapomniałam!
- Jeszcze nie. Dopiero to zrobię, a teraz wracaj do rodziny.
{- Mam nadzieję, że Ci się spodoba.}
- Dam Ci znać, a teraz cześć! – rozłączam się. Tak będzie najlepiej. Wyjmuję z torebki małe pudełeczko. Nalewam sobie drugą lampkę wina, sięgam po koc i opatulam się nim na kanapie. Otwieram je, a moim oczom ukazuje się prześliczna, delikatna złota bransoletka. Uśmiecham się i przejeżdżam po niej palcem.
- Jest śliczna. Dziękuję :). - piszę do Michała. Zapinam ją na nadgarstku i przyglądam się jej. Na prawdę jest śliczna. Po chwili moje myśli wracają do Kamili. Ciekawe czy powiedziała Zbyszkowi… Ciekawe jak rodzinna kolacja.
- Wszystko w porządku? Powiedziałaś mu? – wysyłam jej wiadomość. Ku mojemu zaskoczeniu długo nie muszę czekać na odpowiedzieć.
{ - Wszystko dobrze :). Nie powiedziałam. A u Ciebie? }
- U mnie ok. Masz mu powiedzieć! 3mam kciuki!

Znowu zaczyna dzwonić mój telefon. Otwieram oczy i spoglądam na zegarek. Musiałam przysnąć, ponieważ jest już późno, jest prawie 2 w nocy. Zaspana sięgam po aparat i automatycznie otwieram szerzej oczy. Nie mogę uwierzyć w to, że właśnie dzwoni Kądziu. Jestem w takim szoku, że jedynie wpatruję się w jego zdjęcie. Chyba robię to za długo, bo telefon przestaje dzwonić… Cholera! Dlaczego nie odebrałam? A może to i lepiej? Nie wiem, sama nie wiem… Znowu zaczyna dzwonić. Czuję się jak nastolatka. Biorę głęboki oddech i odbieram.
- Halo? – mówię niepewnie, bardzo niepewnie.
{- Myślałem, że nie odbierzesz…}
- Nie zdążyłam… - zapada cisza. – Wesołych świąt. – mówię po chwili.
{- Otwórz drzwi. Czeka na Ciebie prezent.} – rozłącza się. Prezent? Jaki prezent? O co mu chodzi? Jeszcze raz patrzę na telefon, aby upewnić się, że mi się to nie przywidziało. Mozolnie ściągam z siebie koc, wstaję i idę do drzwi. Spoglądam w wiszące w przedpokoju lustro i poprawiam roztargane włosy. Pomału otwieram drzwi i zamieram… Przede mną stoi on. We własnej osobie. Z wystraszoną miną niczym zbity pies. Nie mogę wydobyć z siebie słowa.
- Wesołych świąt. - uśmiecha się delikatnie.
- Co Ty tu robisz?!
- Wpuścisz mnie? - podchodzi bliżej, a ja czuję jak miękną mi kolana. Uchylam szerzej drzwi i pozwalam mu wejść...
_________________________________________________________________________________
Wiem! Wiem, że to jest zły moment na zakończenie rozdziału, ale inaczej nie mogłam... Następny w sobotę :). Pozdrawiam :* 

Zapraszam na nowy rozdział na: Sparkle in the eyes