15 mar 2013

Rozdział 32 *

25 grudnia.
Za oknem przepiękna zimowa aura. Zegarek wskazuję 8. Mogłabym pospać jeszcze godzinkę, a mimo to wstaję z łóżka. Z kubkiem kawy w lewej dłoni oraz z papierosem w prawej siadam na parapecie w kuchni i przyglądam się pustej ulicy. Chyba nigdy się od tego nie odzwyczaję. Korzystając z chwili spokoju wspominam zeszłoroczne święta. Pamiętam, co czułam, kiedy zobaczyłam w drzwiach Michała. Patrzył na mnie z taką czułością. Wtedy w końcu poczułam się kochana. Zdecydowanie to były jedne z piękniejszych świąt w moim życiu. Oczywiście zaraz po tych, w które dostałam wymarzoną lalkę, a także chomika. Może i teraz powinnam sobie sprawić, takie zwierzątko? Nie trzeba wychodzić, zostanie samo kilka dni, a nikt nie powie, że jestem starą panną, bo w końcu chomik to nie kot. Obija mi chyba. Uśmiech wkrada się na moje usta i nawet nie wiem, kiedy do kuchni wchodzi Zuzka z Kamilą. Od razu kiedy tylko je dostrzegam gaszę papierosa i uchylam okno, aby wywietrzyć.
- Dziś wielki dzień. – Zuzka uśmiecha się do szatynki i unosi kubek z kawą w geście toastu.
- Denerwujesz się? – pytam rozbawiona.
- Jak cholera! – odpowiada z przejęciem Kama. – To był chyba zły pomysł. To na pewno był zły pomysł. To wszystko dzieję się za szybko. Zdecydowanie za szybko. – nadaje jak zegarynka i wygląda na przerażoną.
- Kochanie, ale co tu odkładać?
- Poza tym przy Waszym trybie życie to jest naprawdę dobry pomysł. – staram się utwierdzić Kamę w przekonaniu, że połączenie chrzcin małego ze ślubem jest świetnych ruchem. Chociaż muszę przyznać, że zorganizowanie tego w miesiąc graniczyło z cudem. Do dziś nie wiem, jak udało nam się zrobić. To był zwariowany okres.
- Śniadanko? – nagle Zuzia zmienia temat.
- Chyba nic nie przełknę. – zdenerwowana Kamila idzie do płaczącego Artura, a my z Zuzką zabieramy się za musli z jogurtem.
- Musimy pogadać. – niepewnie zaczyna brunetka.
- Nie wiem ile razy mam Cię przepraszać za tą akcję z Kurkiem. – wywracam oczami na myśli, że kolejny raz musimy do tego wracać. Nie mam ochoty na kolejną kłótnię.
- Wiem, nie powinnam się tak obrażać. – Zuzia mówi ze skruchą i robi tego swojego dzióbka.
- Ja też nie jestem bez winy. – przyznaję i już po chwili rzucamy się sobie w ramiona.
- Muszę Ci o czymś powiedzieć. – Zuzka nerwowo zaciska dłoń na moim nadgarstku i patrzy mi głęboko w oczy. Jednak nie zdąża nic powiedzieć, ponieważ rozmowę przerywa nad dzwonek do drzwi, a już po chwili w mieszkaniu kręci się pełno osób i panuje niezły rozgardiasz.

Tradycyjnie, jako świadkowa, pomagam Kamili w przygotowaniach. Chociaż szczerze mówiąc do teraz dziwię się, dlaczego to właśnie mnie oto poprosiła. Z torby wyciągam podwiązkę, pończochy i wszystkie inne potrzebne rzeczy. Zbysiu będzie miał niespodziankę w noc poślubną. Z minuty na minutę Kamila jest coraz bardziej zdenerwowana. Do tego jeszcze Arek zaczyna płakać w sąsiednim pokoju. Na całe szczęście Zuzka reaguje w porę i to ona do niego idzie, a dziewczyna z naszego salonu w spokoju może dokończyć makijaż szatynki.
- Uspokój się. – przez jej zachowanie sama już zaczynam się denerwować.
- Przepraszam. Wiola, słuchaj… Jeśli nie chcesz, jeśli to dla Ciebie zbyt trudne to ja zrozumiem. Jeszcze jest czas… - patrzę na nią jak na kretynkę.
- Chyba żartujesz sobie ze mnie? Proszę Cię, nie mamy 5 lat. – nie wiem, co przyszło jej do głowy, ale w tym przypadku naprawdę mam gdzieś to, że świadkiem Zbyszka będzie Kubiak. Nasze relacje ostatnio znacznie się ochłodziły. Cały czas unikałam go jak ognia, a nasze kontakty ograniczyły się jedynie do tych zawodowych. Kubiak najwidoczniej zrozumiał, że nie chcę mieć z nim kontaktu i sobie odpuścił. Ostatnio spotykaliśmy się jedynie wtedy, kiedy potrzeba była zarówno jego jak i moja obecność przy załatwianiu spraw związanych ze ślubem, ale to było na tyle. Nie zamieniliśmy nawet słowa na temat inni, aniżeli ślub. Nie zebrałam się na szczere rozmowy z Michałami. Po prostu ich olałam, a i oni wypieli się na mnie. Każde z nas udaje jakby nic się nie wydarzyło i mam nadzieję, że tak pozostanie.
- On też będzie sam. – dodaje niepewnie szatynka.
- Nie interesuje mnie to. – staram się zakończyć ten temat. Co prawda jestem trochę zaskoczona, ponieważ ostatnio słyszałam jak Zbyszek pytał go czy przyjdzie z jakąś Eweliną. Przyznaję, że poczułam się wtedy dziwnie i nawet chciałam znaleźć szybko jakieś partnera dla siebie. Ostatecznie doszłam jednak do wniosku, że nie muszę niczego nikomu udowadniać.
- W porządku. A co z Zuzką? Nie wiesz czy przyjdzie w końcu z tym tajemniczym chłopakiem?  – Kamila jest tak samo jak ja ciekawa nowego chłopaka brunetki.
- Nie wiem, przecież nic nie powie. Swoją drogą ciekawe, dlaczego robi z tego taką wielką tajemnicę.- robi to po raz pierwszy i nie mogę tego zrozumieć.
- Gotowe. – odzywa się makijażystka i Kama odwraca się w moją stronę.
- Wyglądasz zajbieście! – nie mogę wyjść z podziwu patrząc na szatynkę.
- Zbyszek padnie jak Cię zobaczy! – W drzwiach staje Zuzka z Arturem na rękach, który swoją drogą wygląda jeszcze słodziej w tym białym kompleciku. 

Podjeżdżamy pod kościół i widzę z jaką radością w oczach Kamila ze Zbyszkiem patrzą na wszystkie osoby, które zjawiły się tutaj. Muszę przyznać, że przed kościołem jest straszny tłok. Przez całą drogę, od samochodu do kościoła, rozglądam się po wszystkich zebranych. Przystaję, a moje oczy robią się wielkości pięciozłotówki, kiedy zauważam Zuzkę. Wysiada z taksówki w towarzystwie Kądzioły. Nie wierzę. Myślałam, że się pogodziłyśmy, a tymczasem ona robi mi na złość! Specjalnie go zaprosiła, żeby mnie zdenerwować! Zawsze musi się odegrać. Ten jej cholerny charakterek. Jeszcze jego tutaj potrzeba. Spokojnie, Wiola – powtarzam w myślach. To ich dzień. Nie daj zepsuć sobie humoru. Ceremonia w kościele przebiega zgodnie z planem. No, może z małym wyjątkiem. W końcu Zbyszek nie byłby sobą, gdyby nie pomylił się w słowach przysięgi. Nie tylko sam zaczyna się śmiać, ale w dodatku po całym kościele rozbiega się echo śmiechu wszystkich gości. Kątem oka spoglądam na Kubiaka. Zaczynam zastanawiać się czy to my moglibyśmy tam stać. Kubiak w garniturze wygląda cudownie, a ja? Jak ja wyglądałabym w białej sukni? Delikatnie potrząsam głową i jak najszybciej odganiam od siebie te myśli. Kolejne wydarzenia dzieją się błyskawicznie. Wypuszczenie pary białych gołębi, wspólne zdjęcie, aż w końcu obładowana kwiatami czekam, aż kolejne osoby złożą życzenia Młodej Parze. Następnie dojeżdżamy pod hotel. Rodzice witają ich z wódką i chlebem. Bartmanowie tłuką kieliszki i dumny Zbyszek porywa Kamilę w ramiona. Nie tyle, co przenosi ją prze próg, ale niesie, aż do samego stolika. Kelnerzy podają gościom szampana i po sali rozbiega się głośno śpiewany Sto lat. Nie wiem w ilu pozycjach już się całowali, ale wszystkim wciąż było mało i co chwila ktoś zaczynał śpiewać, że mu gorzko. Wszyscy się śmieją, klaszczą i pogwizdują, a starsze Panie narzekają, że są głodne. Niedługo potem Zbyszek z Kamilą zostają zaproszeni do swojego pierwszego tańca. Wtuleni w siebie delikatnie bujają się w rytm muzyki. W ich tańcu nie ma niczego wymyślnego, a jest taki piękny. Są szczęśliwi i zakochani. Niedługo potem na parkiecie zaczynają pojawiać się kolejne pary, a ja w końcu korzystam z okazji i idę do łazienki.


Po drodze zatrzymuje mnie Kądziu. Jego dłoń zaciska się na moim łokciu i przyciąga mnie do siebie.
- Co Ty tu robisz?! – to jedyne, co przychodzi mi w tej chwili na myśl.
- Możemy porozmawiać? – puszcza moją rękę. – W końcu. – nie wiem, dlaczego aż tak akcentuje ostatnie słowo.
- Teraz?
- Teraz.
- Dobrze. – rozglądam się po sali i kieruję się w stronę wolnego stolika. Wiem, że musiało do tego dojść tylko dlaczego akurat teraz, tutaj? Michał patrzy na mnie w ciszy, a ja zaczynam się niecierpliwić.
- To wszystko chyba nas przerosło. - zaczynam rozmowę.
- Na pewno nie potoczyło się po naszej myśli. - Kądziu kładzie swoją dłoń na mojej.
- Może za szybko się poddaliśmy? - pytam niepewnie i spuszczam wzrok. Nie lubię rozmawiać o uczuciach. Nie umiem o nich mówić. Nie umiem określić swoich uczuć, dlatego czuję się tak niepewnie.
- Chyba w ogóle nie walczyliśmy. - jego słowa są dla mnie ciosem. Nie wiem czy to zarzut, ale wiem, że obwinia mnie oto.
- Wiedzieliśmy czym ryzykujemy... - chociaż chyba nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę.
- W naszym przypadku się nie udało. - mówi to tak spokojnie, jakby w ogóle się tym nie przejmował.
- Masz rację. Przyjaciółmi byliśmy lepszymi, niż...
- Nie mów tak. - przerywa mi. - Przecież nie było źle? - uśmiecha się, jakby chciał, aby ta rozmowa obrała inne tory.
- Było cudownie. - na samą myśl o tym, robi mi się gorąco.
- Też tak uważam. - uśmiecha się, a ja czuję ulgę widząc jego reakcję. Chwila, co on robi? Czy on ze mną flituje? Niemożliwe.
- Chyba pomyliliśmy pożądanie z miłością... - nie wiem, które z nas bardziej zaskakuje moje stwierdzenie. Michał wyraźnie nie spodziewał się, że powiem, coś takiego. Swoją drogą sama nie sądziłam, że będą w stanie to przyznać.
- Wiem, co wtedy mówiliśmy, ale... Tęsknię za Tobą. Brakuje mi Ciebie. - kciukiem muska moją dłoń. - Myślisz, że możemy spróbować znowu się przyjaźnić? - zaskakuje mnie. Długo nie odpowiadam na jego pytanie.
- Chciałabym... - mówię w końcu prawie szeptem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, ale... Jest coś jeszcze, o czym powinnaś wiedzieć. - zaciska nerwowo wargi. Nabieram wątpliwości i przyglądam mu się uważnie. Michał odwraca się i kiwa głową, a chwilę później przy naszym stoliku znajduje się Zuzka. Nic z tego nie rozumiem. - Wiola... - zaczyna niepewnie, ale nie kończy. Milczą, a ja zaczynam się denerwować.
- Jesteśmy razem. - w końcu odzywa się Zuzia. Patrzę na nią, a jej słowa wcale do mnie nie docierają. Chyba się przesłyszałam.
- Razem? - pytam zaskoczona. Co to ma być? Jakieś mamy Cię? Haha, pośmialiśmy się, a teraz możemy skończyć tą szopkę.
- To jakoś tak samo wyszło... - Co?! O kurwa! To nie są żarty! Nie wierzę! Wstaję osłupiała i ledwo powstrzymuje się od wybuchnięcia głośnym śmiechem. Nie, to niemożliwe... Widzę jak niepewnie spoglądają na siebie, więc moja mina musi wyrażać wszystko. W głowie mi się to nie mieści!
- Wiem, że dla Ciebie to duże zaskoczenie… - ponownie odzywa się Zuzka, a jak dla mnie mogłaby się w tej chwili zamknąć. Nie chcę jej słuchać.
- Uwierz, że dla nas też. - dodaje Michał.
- To wyszło samo z siebie..., wtedy w Starych Jabłonkach... - Słucham? Samo z siebie? Ona chyba ma mnie za idiotkę. Nic nie robi się samo z siebie. A to dobre. Odwracam głowę i już mam zamiar odejść, jednak dociera do mnie, że nie mogę tak się zachować.To wszystko trwa tyle czasu! Przecież w między czasie tyle rozmawiałyśmy o mnie, o Kądziu, o tym co jest, a raczej, co było między nami. W głowie mi się to nie mieści! Powinnam wygarnąć im teraz wszystko, ale nie mogę zepsuć wesela Kamili i Zbyszka.
- Cieszę się. – nie wiem, jakim cudem udaję mi się wydusić to z siebie, ale co innego mogłabym im powiedzieć? Dalej patrzą na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzach. – Naprawdę! – bardziej od nich, chyba próbuje przekonać sama siebie. Muszę być wiarygodna, więc obejmuję Kądzia, a następnie brunetkę.
- Chciałam powiedzieć Ci rano. – mówi po cichu i całuje mnie w policzek. Ukrywała to przez tyle czasu, a teraz żałuje, że nie powiedziała mi rano? Lepiej niech już nic nie mówi.
- Przepraszam Was. Musze wracać. – nie mogę dłużej tu stać, zaraz nie wytrzymam. Dla niepoznaki wskazuję na Młoda Parę i na Kubiaka, który przywołuje mnie kiwnięciem głowy. - Obowiązki.
- W porządku. Porozmawiamy później. – Zuzia znowu całuje mnie w policzek, a ja biorę głęboki oddech. Kądziu także ponownie przytula mnie do siebie. Kiedy chcę się od niego odsunąć, łapie mnie za podbrudek i odwraca moją twarz w stronę stolika, przy którym stoi Kubiak.
- O nas nie walczyłaś z jego powodu. - przymykam oczy. O co mu chodzi? - Teraz zawalcz o Was. - szepcze mi na ucho, a mnie jeszcze bardziej ściska w środku. Bez słowa odwracam się od nich. Co on sobie wyobraża? Niech sobie wsadzi te swoje dobre rady. Wracam do swojego stoliku. A w mojej głowie wciąż huczy ich wyznanie. Dociera do mnie, co drugie słowo Kubiaka, więc nie mam pojęcia, o co mu chodzi, ale zaczynam klaskać, kiedy robią to inni. Po chwili znowu i znowu. Chyba przyszła kolej gości i to oni teraz wznoszą toasty. Nie mogę się skupić. Ja chyba też miałam to zrobić, ale kompletnie zapomniałam, co miałam powiedzieć. Na szczęście wyręcza mnie Michał. Nie wiem nawet, kiedy zostaję przy stoliku sama. Zaskoczona, a bardziej zszokowana tym, czego właśnie się dowiedziałam zaczynam bawić się widelcem. Nie wiem, który już wzór rysuję na talerzu, ale chyba zaraz wydrapię w nim dziurę. Jestem świadkiem i nie mogę się upić, ale co nieco wypić mogę, a teraz nawet muszę. Sięgam po butelkę z weselną wódką i robię sobie drinka. Upijam go i unoszę wzrok. Zatrzymuję go na parkiecie. Zuzka tańczy z Kądziem, a tuż obok nich Kubiak śmieje się w najlepsze z jakąś dziewczyną. Cóż za widok… Wykrzywiam się, a moje policzki same się zaciskają. Niepierwszy raz rzucają mi się dziś w oczy. To chyba jakaś kuzynka Kamili. Misiek kładzie dłoń na jej plecy, a ja czekam tylko na to, kiedy zjedzie niżej. Przenoszę wzrok z jednej pary na drugą, a w środku aż mnie ściska. Zuzka wtula się w Kądzia, tamta w Kubiaka, pięknie... Tyle czasu wszystko odwlekałam, od wszystkiego uciekłam i co ma za to przyszło? Mój były chłopak jest z moją przyjaciółką, a mój były… kochanek, bo chyba właśnie tak powinnam go nazywać, zabawia się na moich oczach w towarzystwie jakiejś małolaty, która w dodatku wygląda na nieźle na niego napaloną. Łazienki mają tu duże, a na górze jest kilka pokoi dla gości. Michał, jako świadek wie o tym doskonale, w końcu sami je wybieraliśmy, a znając jego dość szybko mogą tam wylądować. O czym ja myślę?! Kurwa. Jak mam przestać o tym myśleć, kiedy właśnie laska zarzuca mu dłonie na ramiona i wzdycha do niego jak słodka idiotka. Jestem żałosna. Mam to, czego chciałam, a teraz jak głupia siedzę i aż kipię ze złości. 
- Hej. – z zamyśleń wyrywa mnie Bartek, który przysiada się do mnie.
- Hej. – stukam się z nim szklanką i biorę kolejny łyk drinka.
- Dziękuję. – za bardzo nie wiem, o co mu chodzi.
- Za co?
- Za to, że pomogłaś mi z Zuzią. - no, tak. Za co innego miałby mi dziękować?
- Spoko. Chociaż tyle mogłam zrobić. – wzruszam ramionami i ponownie przenoszę wzrok na parkiet. – Wszystko między Wami dobrze? – pytam, ponieważ przez ostatni miesiąc jakoś nie miałam okazji do zbyt częstych rozmów z Zuzą. Nie dość, że była na mnie wściekła to jeszcze znikała, kiedy tylko miała wolną chwilę. Teraz już wiem dokąd, a raczek do kogo. Dopiero teraz zaczyna się zastanawiać jak to wszystko organizowali. Ona non stop jeździła do Łodzi czy Michał przyjeżdżał do Żor? U nas w mieszkaniu był tylko raz, kiedy byłam chora. Umawiali się w hotelu? Wywracam oczami na samą myśl o ich schadzkach i zaczyna robić mi się niedobrze.
- Powiedzmy. Wciąż nie wiem wszystkiego, ale pracuje nad tym. – odpowiada z nadzieją w głosie.
- Nie trudź się.
- Co? – teraz to on wygląda na zdezorientowanego.
- Więcej i tak już się nie dowiesz. Ciesz się tym, co masz. – odpowiadam bez większego entuzjazmu, a Bartek spogląda w tą samą stronę, co ja. – Mamy swoje tajemnice i uwierz mi, że są takie, które nigdy nie ujrzą światła dziennego. Więcej Ci nie powie, a ja też tego nie zrobię. – co jak co, wciąż jest to moja najlepsza przyjaciółka. Ba, Zuzia jest dla mnie jak siostra. Muszę pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Nie żyjemy w filmach i tutaj zasada nie spotykamy się z byłymi naszych przyjaciółek nie obowiązuje. Mi z Michałem nie wyszło, ale może im wyjdzie? W końcu należy im się szczęście.
- Ja się nie poddam. I Ty też nie powinnaś. – stwierdza pewny siebie, a ja odwracam się do niego zszokowana jego słowami. Kurek odwraca wzrok i spogląda w stronę parkietu.
- Co?! - dziwię się. - O czym Ty…? Skąd…? - zatyka mnie.
- My też mamy swoje tajemnice. – puszcza mi oczko i uśmiecha się. - Nawet nie wiesz ile wiem. - mówi to tak cwaniacko, że aż mnie wkurza, a w mojej głowie rodzi się mnóstwo pytań. - Widzieliśmy Was wtedy w Spale, potem trochę od nich wyciągnęliśmy, trochę usłyszeliśmy przypadkiem... - dobrze wiem, że nie mówi prawdy.
- Trochę? - marszczę czoło. - Wiesz wszystko? - pytam czysto teoretycznie. Wiadomo, że wie. Kurek jedynie mruga. - Więc już wiecie, że Kubiak nie jest święty i zdradza, a ja rozpierdalam związki. - wzdycham.
- Przestań. Nikt tak nie myśli. Wiesz, że było inaczej.
- Nie interesuję mnie, co, kto myśli.
- To dobrze. Napijesz się ze mną? - podstawia mi kieliszek i sięga po butelkę z wódką.
- Nie powinnam...
- Nie przesadzaj. - szturcha mnie i zaczyna się śmiać. Niedługo potem muszę go przeprosić i wrócić do "świadkowania". - Wiesz, co masz robić. – Kurek łapie mnie za dłoń, kiedy wstaję i ściska ją, co wygląda jakby dawał mi znak, jakby zachęcał mnie do zrobienia czegoś, na co do tej pory nie miałam ochoty. Wywracam oczami i nawet nie biorę tego do siebie. Oczepiny to chyba zawsze była moja ulubiona część wesela. Policzki bolą mnie ze śmiechu. Nie przeszkadza mi, że połowę czynności musze wykonywać z Kubiakiem. Traktuję to jako pracę. Swoją drogą on również nie zwraca na mnie większej uwagi. Kamila ze Zbyszkiem siadają na krzesełkach. Ja odczepiam jej welon, a Michał pomaga Zbyszkowi zdjąć krawat.
- Dobrze stań. – szepcze Kamila, a ja patrzę na nią jak na idiotkę. Jeszcze czego. W kołku ustawiają się wszystkie panny i oczywiście ja też zostaję do tego zmuszona. Idziemy w prawo, za chwile w lewo i znowu w prawo. Ile jeszcze? Co chwila zmiana kierunku i już mam dość. Znowu obrocik i znowu w prawo. Nagle muzyka cichnie i przed moimi nogami ląduje welon. Wszyscy patrzą na mnie, a ja na niego. To się nazywa szczęście. Unoszę głowę i mam ochotę zacząć się śmiać. Bez przesady. Automatycznie łapię za rękę dziewczynę, która stoi obok i popycham ją przed siebie. Szczęśliwa podnosi welon, a ja od razu pomagam jej wpiąć go we włosy. Dopiero, kiedy zadowolona odwraca się, żeby mi podziękować poznaję, że to ta, z która obściskiwała się z Kubiakiem. Patrzę na nią z politowaniem w oczach i sama nie wiem, dlaczego zaczynam robić się zła. Normalnie mam ochotę walnąć się w czoło. Chyba tylko jak jestem taka kretynką. Moje wzrok spotyka się ze wzrokiem Kurka, który zaczyna się śmiać. On również zdaje sobie sprawę jak absurdalna jest ta sytuacja. Patrząc na niego pukam się palcem w skroń i kręcę głową. Głupek nie może przestać się cieszyć. Na całe szczęście po chwili sam staje w kołku z resztą kawalerów, a ja muszę odreagować.


Wychodzę na balkon, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Delikatny mróz daje o sobie znać i zaczyna szczypać mnie nos, a pojedyncze płatki śniegu spadają na moją twarz. Biorę głęboki oddech. Nie tak wyobrażałam sobie dzisiejszy wieczór. Spodziewałam się najgorszego, ale jednak nie przewidziałam takiego obrotu spraw. Sama już nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Zapinam płaszczyk pod samą szyję i opieram dłonie o barierki. Nie mogę napatrzeć się na oświetlony ogród. Wszystko jest tutaj takie piękne. Zbyszek z Kamilą nie mogli wybrać lepszego miejsca. Z trudem przyznaję, że zaczynam im zazdrościć. Mają wszystko. Mają siebie, mają Artura, a ja? A ja na tą chwilę nie mam nic. Nie wiem ile czasu już tu stoję, ale nie czuję zimna. Nie zwracam uwagi nawet na uchylające się drzwi tarasowe. Zamykam oczy i oddaję się chwili. Jest tutaj tak spokojnie. Nagle czuję, że ktoś staje za moimi plecami. Przybliża się, ponieważ czuję jego ciepło, a po chwili kładzie dłonie na barierki tuż obok moich. Wciągam powietrze. Poznaję ten zapach.  Dobrze wiem, kto stoi za mną, jednak nic z tym nie robię. Ponownie zamykam oczy i chcę się tym nacieszyć. Michał opiera brodę o moją głowę i tkwimy tak w kompletnej ciszy. Zza drzwi dolatują ciche dźwięki kolejnych piosenek.
- Nie zapomniałem. – Michał szepcze mi do ucha, a ja sztywnieje. Dlaczego musi psuć tak piękną chwilę.
- O czym Ty mówisz. - dopiero teraz odwracam się twarzą do niego i patrzę mu w oczy. Dlaczego nie może dać nam spokoju? Dlaczego znowu musi to wszystko komplikować.
- Zacznijmy od nowa. – wyciąga dłoń w moją stroną i przedstawia się, a ja stoję zaskoczona.
- Żartujesz sobie? – patrzę na niego jak na idiotę.
- Nie. – wzrusza ramionami, a ja zaczynam się śmiać. Szatyn cały czas zachowuje powagę, a ja z rozbawieniem odwzajemniam jego gest i czuję jak mocno zaciska palce na mojej dłoni.
- Jak się bawisz?
- Dobrze, a Ty? – odpowiadam, chociaż nie bardzo wiem, co kombinuje tym razem. Nie wiem, dlaczego ciągnę tą jego gierkę. To wszystko wygląda jak w taniej, słabej komedii.
- A walić to. – jego oczy zaczynają błyszczeć i gwałtownie wpija mi się w usta. Dłońmi łapie moją twarz, a mi aż uginają się kolana. Początkowo zapiera mi dech, jednak po chwili jego pocałunek z zachłannego staje się bardziej delikatny. Wkłada w niego całe swoje uczucie. Jego wargi są takie miękkie i ciepłe. 
- Michał… - szepczę między kolejnymi pocałunkami, jednak nie jestem w stanie ich przerwać.
- Ciśśś. - ucisza mnie jak to ma już w zwyczaju. Robi ze mną, co chce.
- Nie. - mówię prawie, że szeptem.
- Nie całujesz się z obcymi? - uśmiecha się i to wszystko obraca w żart. Tak próbuje to rozegrać?
- Nie. - odsuwam się od niego. Łapię za suwak i naciągam płaszczyk pod nos. Tak, jakby miało mnie to uchronić przed kolejnymi pocałunki.
- Przecież nie jestem tak, całkiem obcy. - porusza brwiami i uśmiecha cwaniacko. - Coś mi się przypomniało.
- Co? - sama nie wiem czy chcę wiedzieć.
- Nie interesują Cię przygody na jedną noc. – otwieram szerzej oczy i unoszę brwi. Co on robi? Dlaczego wraca do sytuacji znad morza?
- Ee...
- Przecież mówiłem Ci, że mnie też nie. – oblizuje wargi, a moje serce zaczyna bić szybciej. W co on się bawi? Kiedy nachyla się, aby ponownie mnie pocałować, przechlam głowę. - Żartuję, przecież. - wywracam oczami, ponieważ wcale mnie to nie bawi. - Skarbie, kiedy w końcu zrozumiesz, że nie odpuszczę? Że nie dam Ci spokoju?
- Ja wciąż nie wiem czego chcę… Nie wiem, co czuję. - mówię niepewnie.
- Ale?- szatyn unosi mój pobrudek i muska mnie po policzku kciukiem.
- Ale chcę Ciebie. – spoglądam mu w oczy. Uśmiech na jego ustach utwierdza mnie w moim nowym przekonaniu. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować. Muszę zaryzykować. Michał przesuwa dłonie z moich ramion na policzki i delikatnie muska moje wargi, chwilę później równie delikatnie całuje mnie w czoło i szczelnie zamyka w swoich ramionach. Oddycham z ulgą. Splatam dłonie na jego plecach i opieram głowę o jego klatkę piersiową. Mogłabym zostać tak na zawsze.
- Wiola...
- Nie. - nie daję mu dojść do słowa. - Nie mów czegoś, czego nie jesteś pewien albo czego będziesz żałować.
- W porządku. - głaszcze mnie po włosach, a ja wiem, że na wszystko przyjdzie czas.
- A co z tą brunetką? – uśmiecham się złośliwie, kiedy przypomina mi się dziewczyna od welonu.
- Zazdrosna jesteś cholernie seksowna…- całuje mnie w czubek nosa, a ja robię obrażoną minę. – Wracajmy, zmarzłaś. – obejmuje mnie i prowadzi w stronę drzwi. – Już myślałem, że będę musiał bić się o krawat, gdybyś złapała ten welon. – szepcze mi do ucha, kiedy wchodzimy do środka, a jego ciepły oddech powoduje, że na mojej skórze pojawia się gęsia skórka. Przez resztę wesela Michał nie wypuszcza mnie ze swoich ramion.

KONIEC.

Mogłabym napisać, że żyli długo i szczęśliwie, ale czy tak było? Znając charakterki obojga ta bajka mogłaby wyglądać zupełnie inaczej ;).

* Przede wszystkim muszę wyjaśnić, dlaczego opowiadanie nie kończy się epilogiem - jak wiecie miało ono zakończyć się inaczej. Ostatecznie dopisałam kilka rozdziałów i po prostu prolog ma się teraz nijak do tego, co wymyśliłam. Szczerze to nie brałam go wtedy pod uwagę. Niestety (a może i stety) przywiązałam się do Wioli na tyle, że dalsze rozdziały pisały się same. Kilka razy udało mi się Was zaskoczyć i mam nadzieję, że zakończenie również przypadnie Wam do gustu ;).

Jak wiecie jest to moje pierwsze opowiadanie i bardzo, ale to bardzo dziękuję tym wszystkim osobom, które były ze mną przez ten cały czas ;) – zarówno tym, które były tutaj ze mną od samego początku, jak i tym, które dołączyły z czasem. Dziękuję Wam za te wszystkie komentarze. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak często wywoływały uśmiech na mojej twarzy, a przede wszystkim powodowały, ze chciałam pisać dalej. Oczywiście dziękuję także za tą ogromną liczbę wyświetleń. Uważam to za ogromny sukces, który osiągnęłam dzięki Wam ;).

Historia Małej dobiegła końca, ale nie kończy się moja przygoda z opowiadaniami. Wytwory mojej wyobraźni możecie znaleźć na: Sparkle in the eyes, a także zaczęłam coś nowego na: Walcz o mnie. 

A po tych wszystkich podziękowaniach mam malutką prośbę - chciałabym wiedzieć ile naprawdę osób czytało historię Wioli. ;).

11 mar 2013

Rozdział 31 cz. II

Impreza trwa w najlepsze. W końcu udaję mi się dorwać do Michała.
- Hej! – rzucam mu się na szyję, a chwilę później ciągnę go na zewnątrz.
- Siemanko! – humor ma wyśmienity. – A Wiola nie przyjechała? Mówiłaś, że dojedzie do Ciebie. – jest wyraźnie zawiedziony
- Została w Żorach. – widzę, jak zaciska wargi. – Kamila urodziła.
- Serio?
- No! Patrz. – z radością pokazuję mu zdjęcie niemowlaka.
- Na szczęście niepodobny do Bartmana.
- Głupek. – zaczynamy się nabijać. Widzę, że Michał chce zapytać o Wiole, jednak ostatecznie tego nie robi. Widać to ja muszę zacząć. – Mogę Cie o coś spytać?
- Pewnie. Wal. – obejmuje mnie i siadamy na ławce.
- Czemu nie walczysz? – Kądziu ucieka wzrokiem. Odwraca się. – Poddałeś się?
- Nie. To nie tak.
- Właśnie widzę. Zresztą nie tylko to widzę… I słyszę…
- Co? O czym Ty mówisz?
- Widziałam jak wyrywałeś laski przez ten tydzień. Słyszałam też, co nieco… Serio? Wracasz do starych nawyków?
- Dobrze wiesz, że nie.
- Właśnie teraz sama już nic nie wiem.

***
Zadowolona idę właśnie szpitalnym korytarzem. Mam nadzieję, że uda mi się uniknąć spotkania z Kubiakiem. Wiem, że są na to małe szanse, ale zawsze warto mieć nadzieję.
- Heej. – rozczulam się na widok Kamili trzymającej w ramionach tego słodkiego, małego szkraba.
- Hej. – uśmiech nie schodzi jej z ust. Rozglądam się po sali.
- A Zbyszek? Nie ma go?
- Pewnie jeszcze śpi.
- Jak to? – dziwię się.
- Chyba trochę zabalowali wczoraj z Kubiakiem.
- Co masz na myśli? - unoszę wzrok.
- Dzwonił do mnie w nocy...  Pijany…
- No, co Ty? - no, tak. A co innego mogli robić, jeśli nie pić. - Faceci.
- Nooo… Ciekawe czy będzie pamiętał, co mówił.
- Aż tak bredził?
- Raczej obiecywał. – porusza brwiami. – Nie, no w sumie to był uroczy.
- Jeju, on jest cudowny! - nie mogę się nim zachwycić.

***
Budzę się z pragnienia. Chcę mi się pić, boli mnie głowa i już żałuję, że dałem się namówić Zbyszkowi na takie ostre picie. Leniwie idę do kuchni. Po drodze zahaczam o pokój Zbycha.
- Zibi. – ten tylko coś mamrocze. – Bartman!
- Czego?!
- Pobudka.
- Wal się.
- A wczoraj tak Ci się śpieszyło do szpitala.
- O w dupę! – podrywa się błyskawicznie, a na jego widok jeszcze bardziej robi mi się niedobrze.
- Dobra, najpierw kawa. – szybki prysznic, kawa i za chwilę możemy wychodzić. Rozglądam się po mieszkaniu Zbyszka, ale nie zauważam niczego szczególnego. – A Wiolka jeszcze u Was mieszka?
- Nie.
- A nie wiesz, gdzie…
- Nie. Co Ci chodzi po głowie? Stary odpuść sobie. – łatwo mówić…

Dobrze, że Wiolka wieczorem napisała dokładnie w sms’ie jak tu trafić, bo byłoby ciężko. W końcu dotarliśmy na właściwe piętro, teraz jeszcze sala...
- To tutaj! – zwracam się do przyjaciela. – Idź. Poczekam. – Bartman wchodzi do sali, a ja zostaję na korytarzu. Jak na pierwszą wizytę chyba właśnie tak wypada. Opieram się o ścianę i zaczynam bawić się telefonem.

< Muzyka >
Blisko siebie i wciąż
Nie tak jak byśmy chcieli...

***
Wracam z bufetu. Wysiadam z windy, a kiedy dochodzę do sali, na której leży Kamila, przystaję. Biorę głęboki oddech, wciągam brzuch i wypinam biust. Głowa do góry Mała – mówię w myślach. W gruncie rzeczy wiedziałam, przecież, że on tu będzie. Spokojnie. Powtarzam w myślach, a chwilę później od razu się karcę. Łatwo mówić, szkoda że wszystkie słowa bierze pal licho, kiedy Kubiak unosi głowę. Nasze spojrzenia się spotykają. Najchętniej odwróciłabym się na pięcie i stąd uciekła, ale nie mogę okazać słabości. Jak gdyby nic idę w jego stronę.
- Cześć. – staram się brzmieć naturalnie.
- Cześć. – od razu nachyla się i całuje mnie w policzek. To zły pomysł, bardzo zły.
- Byłam w bufecie. Dawno przyszliście?
- Przed chwilą. Zbyszek jest w środku.
- Nie widziałeś jeszcze Juniora?
- Kogo? – uśmiecha się, a ja odwracam wzrok.
- Juniora. Nabijałyśmy się tak, jak rozmawiałyśmy o imionach. Kama miała duży dylemat.
- Zbigniew Junior Bartman… Masakra. – zaczyna się śmiać.
- No... - zapada cisza. - Może lepiej im nie przeszkadzać. Powiesz Kamili, że przyjdę później?
- Wiola, poczekaj. – łapie mnie za rękę. Mój wzrok od razu wędruję na jego dłoń, a chwilę później trafia na jego niebieskie oczy. Czy on nic nie rozumie? Mówiłam mu, żeby przestał, żeby zapomniał. Stoimy w ciszy wpatrzeni w siebie, a moje mięśnie napinają się coraz bardziej. Na szczęście całą sytuację ratuję Bartman, który właśnie uchyla drzwi i zaprasza nas do środka. Kubiak wita się z Kamilą, a Zibi od razu zaczyna chwalić się synem. Opieram się o parapet i spoglądam na szatynkę, która rozumie o co mi chodzi. Michał niepewnie bierze na ręce Artura, a ja nie mogę oderwać od niego wzroku. Wygląda tak słodko, ale jednocześnie tak męsko. Jednak jest coś w tym, że dzieci dodają facetom uroku. Pasuje mu dziecko. Patrzy na małego z taką czułością w oczach. Ba! Jego oczy same się do niego śmieją. Dwóch takich olbrzymów, a między nimi taki maluszek. Boże, o czym ja myślę?! Muszę stąd wyjść. Najlepiej zrobić to po cichu, żeby mnie nie zatrzymał. Tym razem Kamila również rozumie bez słów o co mi chodzi. Przesyłam jej całusa i macham, po czym wychodzę.

***
Nie dziwię się Zbyszkowi, że od razu oszalał na punkcie synka. Mały jest świetny. Sam chciałbym kiedyś takiego… Jest super, do czasu, gdy zaczyna płakać, a raczej drzeć się. Od razu nieruchomieję i oddaję Artura Kamili. Odwracam się, ale w pokoju nie ma Wiolki.
- Musiała iść. – szatynka chyba czyta mi w myślach. Szkoda tylko, że wiem, że uciekła… I to przede mną. Najgorsze jednak jest to, że nawet nie wiem, gdzie teraz mieszka. – Michał, daj jej trochę czasu. – Czasu? Miała go dużo. Na co jeszcze mam czekać? Chyba czas powiedzieć sobie stop. – Wiola musi sobie poukładać, niektóre rzeczy. Pozwól jej na to. – zwraca się do mnie.
- Dobra rodzice zajmujcie się dzieckiem, a ja już pójdę. Zadzwoń to podjadę pod Ciebie. - żegnam się z Kamilą i wychodzę.

***
Gdzie podziała się ta pewna siebie Wiola? Opieram głowę o kierownicę i nie poznaję sama siebie. Co się ze mną dzieję? Muszę się ogarnąć, bo inaczej nie dam rady normalnie żyć, nie dam rady pracować. Zapinam pasy, a w moje oczy rzuca się Kubiak. Musiał wyjść tuż po mnie i idzie do swojego samochodu. Pech chciał, że on również mnie zauważa. Stoi w miejscu. Cholera, przecież nie odjadę teraz jak jakaś desperatka. Michał czeka. Tylko na, co? Ja na pewno nie wykonam żadnego ruchu. Michał chyba zdaje sobie z tego sprawę, ponieważ zaczyna iść w moją stronę… No, nie. Niech to szlag! Szykuje się kolejna rozmowa? I co? Kolejny raz powiem mu, że nie nic nie wiem? Na domku wszystko było takie proste. Miałam olać ich obydwu i żyć jak dawniej. Może na serio muszę tak zrobić? Otwiera moje drzwi i opiera się o nie.
- No, co? - w końcu nie wytrzymuję i odzywam się pierwsza.
- Dobrze wiesz, co. - a co jeśli nie?

Kamila z małym wyszła ze szpitala. Zuzka zaczęła pracę u mojego znajomego, a dni mijają jak szalone. Coraz więcej czasu spędzam w pracy. Sezon zbliża się wielkimi krokami. Kubiak chyba obrał inną taktykę, ponieważ znowu przechodzimy fazę koleżeństwa, a ja coraz bardziej głupieję. Zuzka kilka razy była u Kądzia i Kuby w Łodzi, a ja czułam się strasznie z tym, że nie mogłam z nią jechać. Tęsknię za nimi. Byliśmy przyjaciółmi, tworzyliśmy fajna paczkę, brakuję mi tego. Brakuję mi ich. Z Kądziem rozmawiałam jedynie telefonicznie, nie widzieliśmy się. Nie było, kiedy. On miał kolejne turnieje, ja pracę. Gadanie głupiego. Jak byśmy chcieli zawsze znaleźlibyśmy trochę czasu. Do tej pory na to nie narzekaliśmy.
Kamila jest szczęśliwą mamą, Zuzka chyba kogoś poznała… Po raz pierwszy robi z tego tajemnicę, ale mam takie przeczucie. Mijają kolejne dni. Mija sierpień, potem wrzesień. W tym roku nie biorę tak aktywnego udziału w przygotowaniach drużyny, jak w zeszłym sezonie. Od początku muszę ustalić granice. To mi pomoże, gdy wróci Michał ze Zbyszkiem. Październik. Początek sezonu, a ja nie byłam jeszcze na ani jednym treningu. Zaczynam się do tego przyzwyczajać. Zmiana pogody i pierwszy raz od dawna rozkłada mnie grypa. Zakatarzona z gorączką leżę w domu już 3 dzień. Czuję się jakbym umierała. Nos boli mnie od chusteczek, nie mogę mówić i jedyne, co chce to spać.
- Słucham? – niechętnie zgłaszam się do telefonu.
{- Jak się czujesz?} – pyta troskliwie Zuzia.
- Bez zmian.
{- Wiola…} – wiedziałam, że nie dzwoni bez powodu. Troskliwa i bezinteresowna.
- Co chcesz?
{- Bo muszę zostać chwilę dłużej w pracy, a umówiłam się z Michałem.}
- Co? – może to wina gorączki, a może mojej głupoty, ale nie łapię o co jej chodzi.
{- Powiedziałam Kądziowi, żeby zaczekał na mnie u nas…} – i cisza, a ja otwieram szeroko oczy.
- Chyba żartujesz! – mam zobaczyć Michała pierwszy raz po takim czasie i to w dodatku w takim stanie?! To chyba kpina.
{- Nie złość się.}
Niedługo potem po mieszkaniu rozbrzmiewa się dzwonek do drzwi.  Owinięta kołdrą powoli idę do przedpokoju. Szybko otwieram drzwi  i od razu wracam do środka. Nawet nie daję dojść Michałowi do słowa.
- Zuza niedługo będzie. Kuchnia jest tam, a salon tam. Mam nadzieję, że sobie poradzisz sam, bo ja nie dam rady Cię zabawiać. Przepraszam. – bredzę jak idiotka i wracam do łóżka.
- Nie wyglądasz najlepiej. – po chwili Kądziu siada obok mnie.
- Taki komplemencik? Dziękuję. – spoglądam na niego i jeszcze bardziej dociera do mnie jak cholernie mi go brakowało. Tak bardzo się za nim stęskniłam.
- Zrobię Ci herbatę. Kładź się. – niczym posłuszna dziewczynka wykonuję jego polecenia.
- Dziękuję. – zwracam się do niego. Oddaję mu pusty kubek, a kiedy nasze dłonie stykają się ze sobą przez moje ciało przepływa przyjemny prąd.
- Dawno się nie widzieliśmy. – mówi czule.
- Bardzo dawno. Nawet nie porozmawialiśmy...
- No, właśnie...
- Teraz też tego nie zrobimy. Nie dam rady.
- W porządku. – niewiele więcej pamiętam. Niedługo później Zuzka wchodzi do mojego pokoju, a ja zasypiam.

Kolejne dni wyglądają bez zmian. Właśnie kończy się listopad, a ja w dalszym ciągnie nie zrobiłam nic ze swoim życiem. W dodatku jeszcze Bartek nie daje mi spokoju. Razem z Zuzką zachowują się jak dzieci. Ona unika jego, więc on notorycznie wydzwania do mnie i próbuje na mnie wpłynąć. Próbuje namówić mnie, żebym wpłynęła na Zuzię. Sama nie wiem, dlaczego dałam się namówić na ten idiotyczny plan. Jeśli myśli, że w ten sposób coś osiąganie to będę bardzo zaskoczona. Oczywiście, o ile najpierw nie będę trupem.
- Czemu nie odbierasz telefonów od Kurka? – pytam, gdy siadamy na kanapie w dużym pokoju.
- O jeny, nie zaczynaj. – wykrzywia się na moje słowa.
- Nie, bo nie rozumiem. Niby się pogodziliście, mieliście zacząć od nowa, a teraz, co…?
- Ale o co Ci chodzi? Przejmujesz się tym?
- Nie, ale to do mnie wydzwania non stop.
- Trzeba było nie dawać mu numeru…
- No, jasne, kurwa… - unoszę głos.
- Chciałam zacząć od nowa, ale to nie jest takie proste… - wzrusza ramionami. – Możemy porozmawiać od czasu do czasu, ale chyba nie staniemy się nagle nierozłączni? – prycha.
- To mu o tym powiedz.
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Czy Ty nie rozumiesz, że ja nie mogę spojrzeć mu w oczy? – jej słowa całkowicie zbijają mnie z tropu. Przyglądam się jej i kompletnie nie wiem, o co jej chodzi. - Ja dopiero teraz wszystko zrozumiałam. Od początku ja jestem wszystkiemu winna…
- O nie! Zuza na pewno nie!
- Nie! To nie tak. Po prostu od samego początku byłam wrogo nastawiona, rozumiesz? Nie chciałam się z nim dogadać. Cały czas byłam o niego zazdrosna. Byłam zazdrosna o jego relację z tatą, a nawet i z mamą. Gdzieś w głębi chyba też chciałam się z nią dogadać. Potem zazdrość przerodziła się w obojętność i w jeszcze większe kłótnie…
- Nie rozumiem.
- Chodzi oto, że kiedy to wszystko się stało ja obwiniałam oto tatę i Bartka. Miałam im za złe, że się mną nie interesowali, że nie próbowali do mnie dotrzeć, że nic nie zrobili, że mnie nie szukali. A przecież ja robiłam wszystko, żeby im to utrudnić.
- Tym bardziej nie wiem, dlaczego nie możesz wszystkiego wyjaśnić.
- Wszystkiego to na pewno nie wyjaśnię…
- A może powinnaś?! – zszokowana tymi słowa Zuzka odwraca się i dostrzega opartego o ścianę Bartka, który był świadkiem naszej rozmowy. Po chwili spogląda na mnie i jej spojrzenie wyraża więcej niż jakiekolwiek słowo.
- Przepraszam. – mówię cicho i wychodzę. Swoją drogą jestem hipokrytką. Oczekuję od Zuzi  szczerej rozmowy z Bartkiem. Namawiam ją do tego, a raczej zmuszam, a sama prze tyle czasu nie mogę zebrać się w sobie załatwić wszystkiego raz a dobrze z Kubiakiem i Kądziem...
 _________________________________________________
Artur Bartman? A czemu nie? ;) To, co? Zapraszam w piątek na ostatni ;).

Zapraszam również na moje nowe opowiadanie :) -> Walcz o mnie.

8 mar 2013

Rozdział 31 cz. I



Mijają kolejne minuty, a ja nerwowo rozglądam się za Zuzką. Miała tu na mnie czekać. Gdzie ona się podziewa? Rozglądam się już któryś raz i dalej nic. Wyciągam telefon i zaczynam do niej dzwonić. Nagle czuję czyjąś rękę na ramieniu. Odwracam się i od razu ląduję w ramionach przyjaciółki.
- Hej, dopiero się widziałyśmy. Tak się stęskniłaś? – zarzuca rękę na moje ramie i wychodzimy na zewnątrz.
- To były ciężkie 2 tygodnie. – biorę głęboki oddech i prowadzę ją w stronę swojego samochodu. Po drodze do Żor opowiadam jej o wizycie w Spale oraz o rozmowie z Michałem. Zuzka nie wygląda na zaskoczoną, lecz wyraźnie sprawia wrażenie niezadowolonej.
- I co zamierzasz z tym zrobić? – pyta obojętnie.
- Nie wiem. Możemy teraz o tym nie gadać? Mamy czas.
- Jak chcesz. – po tonie jej głosu wiem, że i tak nie odpuści. Przez resztę drogi opowiadam jej o nowym mieszkaniu oraz o tym, że mam dla niej pewną propozycję. Nie ukrywam, iż mam nadzieję, że ją przyjmie.
- Zatrzymamy się u Kamili. W mieszkaniu nie ma jeszcze mebli. – niedługo potem docieramy pod blok Bartmanów.
- A czemu właściwie się przeprowadzasz? I jeszcze robisz remont?
- Później Ci powiem. – na razie ją zbywam.
- Co Ty kombinujesz? – spoglądam na nią i uśmiecham się na jej słowa.

***
Nie mam pojęcia, co ona znowu wymyśliła. Jest strasznie tajemnicza, a to zazwyczaj nie wróży niczego dobrego. Z Włoch wyjeżdżała zadowolona, minęło tak niewiele czasu, a znowu jest w podłym nastroju. Wszystko przez tego Kubiaka. Po co znowu miesza jej w głowie? Nie ma swojego życia?
- Cześć! – drzwi otwiera Kamila, a w oczy od razu rzuca mi się jej duży, ciążowy brzuch.
- Hej! Pięknie wyglądasz! – łapię ją za dłonie i okręcam w koło.
- Powiedzmy. – ciągnie mnie do środka, gdzie zastaję zastawiony stół.
- Nie wygłupiajcie się. – spoglądam na nie zaskoczona.
- A co Ty myślałaś? Musimy uczcić Twój przyjazd.
- Nie mogę się na Ciebie napatrzeć. – fakt, nie mogę oderwać od Kamy wzroku. – Więc to będzie chłopiec. Mały Bartman. – zaczynam się śmiać.
- Oby charakterek miał po mnie.
- Ale o wyglądzie już nie wspomni. – śmieję się do Wiolki, a Kamila wystawia nam język.
- Wygląd może mieć po tatusiu. – odpowiada zadowolona.
- Już niedługo, co? Ile CI zostało? Miesiąc? Półtora?
- Niecałe. Dobra siadajmy do stołu!

***
Jako, że Kama wszystko przygotowała, ja właśnie skończyłam sprzątać. Rozsiadamy się wygodnie na kanapie.
- To, jakie mamy plany? – Zuzka od razu się ożywia.
- Żadne. Coś wymyślimy.
- Ja już wymyślam. Jedziemy na domek.
- Co? – patrzę na nią zaskoczona.
- Jaki domek? – Kama również bacznie się jej przygląda.
- Ja wiem, ze tutaj to nie to, co u Ciebie. – wskazuje na mnie. – No, ale przecież gdzieś w okolicy na pewno są jakieś domki letniskowe. Laski! Nie będziemy marnować wakacji.
- Jakbyś zapomniała jestem w ciąży. Wyglądam jak…
- Nie przesadzaj! – Zuzka od razu ją ucisza. – Zapomnieć się nie da, a wyglądasz super. Nie pojedziemy nigdzie daleko, szaleć nie będziemy, a chyba nie urodzisz jutro, co? – zaczyna się śmiać.
- W sumie może to nie jest taki głupi pomysł…
- To jest bardzo mądry pomysł!

Piękna okolica, las, słońce i śliczny, uroczy mały domek. Właśnie siedzimy na tarasie i łapiemy promienie słoneczne.
- Jak dobrze, że tu przyjechałyśmy. – z przyjemnością rozkładam się na leżaku.
- Mówiłam! – Zuzka jest coraz bardziej z siebie dumna. – A Kama gdzie?
- Gada ze Zbyszkiem.
- Gołąbeczki.
- Taaa…  Musi go udobruchać.
- Jeszcze się wkurza o nasz wyjazd?
- Lepiej nie pokazuj mu się na oczy. – zaczynam się nabijać.

Dni mijają błyskawicznie. Tego mi było trzeba. Prawdziwy babski wyjazd, bez ciągłego imprezowania. Pełen relaks. Fizycznie czuję się jak nowo narodzona, gorzej z psychiką. Kolejny wieczór, a Zuzka znowu męczy się z rozpaleniem grilla. Uparta, nie da sobie pomóc, więc niech się męczy. Zostawiam dziewczyny na tarasie i idę do kuchni po wino. Wyglądam przez okno. Tak tutaj cicho, spokojnie. Idealna odskoczna od wszystkich problemów. Chciałabym zostać tutaj na zawsze. Kiedy wracam z butelką wina w dłoni, dziewczyny zawzięcie o czymś dyskutują. No, tak… Oczywiście, że dyskutują o mnie. W sumie i tak długo z tym zwlekały.  Ich dyskusja jest na tyle burzliwa, że nawet im nie przerywam. Nalewa sobie lampkę wina i siadam na leżaku obok. Nawet nie zwracają na mnie uwagi.
- Ale co Ty chrzanisz?! – unosi się Kamila.
- Jak to, co? Nie wmówisz mi, że Kubiak tak nagle się zmienił. Proszę Cię…
- Kto powiedział, że się zmienił?
- Teraz już nie chodzi tylko o seks? Traktował ją jak zabawkę, a teraz nagle się w niej zakochał?! – Zuzia przesadza. Kubiak nigdy nie traktował mnie jak zabawki, prędzej ja jego tak traktowałam. To ja od początku się nim bawiłam, ja wymyśliłam i zgodziłam się na ten nasz cały układ. Nie protestował, kiedy to zakończyłam. Nie robił nic wbrew mojej woli.
- Michał nigdy taki nie był!
- Chcesz powiedzieć, że przez cały czas udawał kogoś innego?
- Tego nie powiedziałam… - Kamila sięga po szklankę z sokiem, a mi przypominają się słowa zarówno jej, jak i Zbyszka. Nieraz mówili, że nie poznają Michała, że zmienił się przy mnie. Każdy miał go za takiego uczciwego, porządnego. Byli bardzo zaskoczeni jego zachowaniem. Podobno to ten typ, który nie zdradza, a jednak nie miał żadnych oporów. Nie interesowało go nawet to czy Sylwia się o tym dowie. Czy miało na to wpływ to, że między nimi się nie układało od dawna? Co to za usprawiedliwienie. Czyżby Kubiak cały ten czas udawał przede mną kogoś kim nie jest? – Poza tym nie czepiaj się Miśka! Spójrz lepiej na Kądzia! Taki dobry, taki kochany, a jak ją potraktował? Tak mu zależało na Wiolce i co? Święty?
- Nie wodził jej za nos.
- Tylko jej nie ufa i leci pocieszyć się w ramiona innej. – Kama prycha, a Zuzka zaciska policzki. Nie lubi się spierać, a tym razem argumenty mają obydwie. – Skąd wiesz, że jej nie zdradził? Nie wiesz, co robił wcześniej.
- Kądziu nie jest taki. Jemu zależy na Wioli! – Zuzka broni go w zaparte, ale czy naprawdę taki nie jest? Jak się poznaliśmy przebierał w dziewczynach jak chciał. Co chwila był z inną. Na początku mi to nie przeszkadzało, bo sama miałam podobne podejście do tych spraw, ale przecież kiedy zaczęłam uważać, że posuwa się za daleko to zaczęłam swatać go z Magdą. Chciałam, żeby się zmienił. Chciałam, żeby zobaczył jak to jest być w związku. A potem sama ten związek rozpieprzyłam. Krzywię się na samą myśl o tym. On również nie miał żadnych oporów przed zdradą.
- Kubiakowi też zależy! I to bardzo!
- Właśnie to pokazuje…
- Ty nic o nim nie wiesz! Nie znasz go. Nie masz prawa go oceniać.
- Tak samo jak Ty Kądzia. – zapada cisza. Chyba czas wkroczyć.
- Przestańcie. – dopiero teraz na mnie spoglądają i są wyraźnie zmieszane. – Myślałam, że tego unikniemy, ale jak widać nie…
- Wiola.
- W porządku. Macie rację. Każda broni swojego przyjaciela, dziwne, żebyście pchały mnie w ramiona obcego faceta. Rozumiem, dlaczego Ty bronisz jednego, a Ty drugiego, ale to niczego nie zmienia.
- To nie tak.
- My tylko chcemy, żebyś była szczęśliwa.
- Tak…, wiem…
- Powiedz nam w końcu szczerze, co czujesz.

Mam dość. Idę się przejść. W co ja się wpakowałam? Sama wszystko skomplikowałam. Zastanawiam się nad rozmową dziewczyn. Każda z nich ma po części rację. Stanęłam w martwym punkcie. W mojej kieszeni zaczyna wibrować telefon. Odczytuję wiadomość, a w mojej głowie po raz kolejny pojawia się mętlik. „Tęsknię za Tobą. Odezwij się, proszę. M.” M.? Co to za podpis? Doskonale wiem, że to on. Nie musi się podpisywać, a może to jakaś kolejna gierka? Za każdym razem, kiedy wydaję mi się, że coś postanowiłam, dzieję się coś, co to wszystko przekreśla.

***
Wiola poszła na spacer, a my zostałyśmy z Zuzką. Cholera, to nie tak miało być. Mam wyrzuty sumienia.
- Chyba przesadziłyśmy. – zwracam się do brunetki.
- Masz rację. Miało prawo wkurzyć się na nas…. – bierze głęboki oddech. – Wiola zawsze była niezdecydowana i to jej problem.
- Niezdecydowana? – dziwię się i analizuję te słowa.
- Nie umie podjąć decyzji. Działa impulsywnie. Nie umie wybierać.
- W sumie może i masz rację. Jakby tak na to spojrzeć od razu zgodziła się, żebym z nią zamieszkała, a w ogóle się nie znałyśmy. Tak samo było z Kubiakiem.
- Z wyjazdem z Olsztyna, z Sopotu. Z tą całą pracą. Eh, a nawet i z Kądziołą. – zaskakują mnie słowa Zuzy. – No, co? Taka prawda. Jak się przyjaźnili miała dużo wątpliwości, a tylko rzucił Magdę, powiedział jedno słowo i Wiolka od razu się zgodziła. Nigdy się nie zastanawia. Im dłużej myśli, tym bardziej nie umie zdecydować, więc kiedy pojawia się jakaś opcja od razu się na nią godzi.
- Chyba mam tak samo. – stwierdzam niechętnie.
- Ja też. Może dlatego tak nas do siebie ciągnie. – Zuzka uśmiecha się i puszcza mi oczko. – Musimy pomóc jej zdecydować, ale nie możemy narzucać jej własnego zdania.
- Zastanawiałaś się nas psychologią? – zaczynam się śmiać.
- Chyba całkiem bym zwariowała.
- Wiolka tylko stwarza pozory… - zaczynam się zastanawiać.
- Chce być silna i pewna siebie, a nawet w połowie nie jest taka, na jaką się robi… - no, to mamy problem. Znowu zapada cisza, a chyba Zuza tak samo, jak ja myśli o Małej i o tym jak jej pomóc. Mój mały łobuziak zaczyna kopać i od razu przykładam dłoń do brzucha.
- Chcesz? – pytam brunetki, która przez ten cały czas wpatruje się we mnie jak w obrazek.
- Mogę? – pyta niepewnie, a ja zabieram swoje dłonie robiąc miejsce na jej. Zuza zamyka oczy i kładzie rękę na mój brzuch.
- Wiec to takie uczucie, gdy kopie… - cały czas ma zamknięte oczy i wyraźnie o czymś myśli. – Zawsze byłam ciekawa, jakby to było… -mówi prawie, że szeptem.
- Jeszcze masz szanse się przekonać.
- Nie, już nie.
- Dlaczego? Nie chcesz dzieci?
- Już więcej nie zajdę w ciążę. – Zuzka wyraźnie sztywnieje na słowa, które wypowiedziała. Znowu?! To ona była w ciąży?! W mojej głowie od razu pojawia się wiele wizji tego, co mogło się stać. Zuza wyraźnie posmutniała i spięła się, a mi zrobiło się głupio. Cholera! Zawsze muszę być taka ciekawska.
- Przepraszam. – nie wiem, co powiedzieć.
- W porządku. Nie wiedziałaś. – wzdycha. – Nikomu o tym nie mówiłam…
- Tylko Wioli? – pytam automatycznie. Zuza unosi na mnie wzrok.
- Tylko Wioli. – powtarza i uśmiecha się delikatnie.
- Rozumiem.
- To było dawno temu… - zaczyna niepewnie.
- Zuzia, nie musisz…
- Wiem, ale chcę… Chyba czas najwyższy o tym porozmawiać. – zaczyna bawić się zapalniczką, która leżała do tej pory na stole. – Jak mówiłam o tym Wioli byłyśmy trochę pijane, było łatwiej… - milczę. Jestem w szoku. Doceniam to, że Zuzka zebrała się na szczerość i chce o tym ze mną porozmawiać. W końcu jestem dla niej prawie obcą osobą. – Wiolka CI ufa, mam nadzieję, że… - czy ona czyta mi w myślach?
- Oczywiście. W końcu przyjaźnimy się?
- Dobry początek przyjaźni. – na jej twarzy kolejny raz pojawia się słodki, delikatny uśmiech. – Wiesz, że moja mama umarła, gdy byłam mała? – jedynie przytakuję. – Śmierć mamy, nagle dowiaduję się o tym, że mój tata to wcale nie mój tata… Nowy ojciec, nowa rodzina, nowy dom… Ciężka sytuacja dla wszystkich. Z żoną taty, mamą Bartka nigdy nie dogadywałam się najlepiej. Od początku nie mogłyśmy złapać kontaktu. Na początku ona się starała, ale ja nie. Odrzucałam ją. Myślałam, że chce zastąpić moją mamę, a na to nie mogłam pozwolić… Z czasem ona przestawała się starać, a nasze stosunku zaczynały robić się coraz cięższe. Tata grał, Bartek też zaczynał mieli ze sobą wiele wspólnego, a ja czułam, że jestem z boku. Miałam swoich znajomych i po pewnym czasie nie widziałam różnicy czy ojciec jest w domu, czy na kolejnym wyjeździe. Wszyscy żyli siatkówką i Bartkiem, który zaczynał odnosić pierwsze sukcesy. Z nim również się kłóciłam. Byłam zazdrosna. Potem zaczęłam się buntować i szaleć… - wypuszcza powietrze i widzę, jak ciężko jest jej o tym mówić. – Kolejne imprezy, kolejni kolesie i tak od weekendu do weekendu. W domu same kłótnie, bo wszystko robiłam źle. Wtedy poznałam… Zakochałam się, tak naprawdę. Marzyłam tylko o tym jak zacznę studia i wyprowadzę się z domu. Przed 18-stką dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Chłopak mnie zostawił, a ja bałem się powiedzieć o tym w domu. Widziałam same najczarniejsze wizje…
- To, co się stało?
- Zachowywałam się normalnie. Tak jakbym chciała za wszelką cenę wszystkim udowodnić, że nic się nie dzieje, że wszystko jest w porządku. Kolejna impreza. Wróciłam do domu, a matka wyczuła ode mnie alkohol. Zaczęłyśmy się strasznie kłócić… - Zuza milknie, a przed moimi oczami pojawia się najgorsze. – Nie rób takiej miny. To nie to, co myślisz. – jej głos jest taki spokojny, opanowany. – W pewnym momencie poczułam silny ból, który stawał się coraz mocniejszy. Lekarz powiedział, że ciąża była zagrożona, czego nie powiedział mi ginekolog. Podobno nie było szans… Nie to jednak jest w tym najgorsze. Ja wtedy nie wiedziałam, co robić. Nie wiedziałam, czego chcę… Za nim poroniłam tyle razy myślałam, że nie chce tego dziecka… A potem… Wiesz jak ona zareagowała? Nie pytała jak się czuję, dlaczego im nie powiedziałam, nie pytała o mojego chłopaka, nie pytała o nic… Zaczęła się wydzierać, że co ja sobie myślałam i jak mogłam zajść w ciążę. Co by pomyśleli znajomi. Dziecko w tym wieku. Oczywiście zrobiła z tego wielką tajemnice. Nikt o tym nie wiedział. Dalej nie wie. Do dziś nie wie o tym mój ojciec.
- Cholera, Zuzka…
- Nawet nie mogłam z nikim o tym porozmawiać. Nie mogłam wychodzić z domu, nie mogłam chodzić na imprezy to była moja kara. Siedziałam w domu jak w więzieniu. Długo nie wytrzymałam. Zaczęłam jeszcze bardziej imprezować i naprawdę było ostro. Matka wciskała wszystkim kolejne kłamstwa. Oczywiście wszystko to była moja wina. Byłam źle wychowana. Nie liczyłam się z nikim… W końcu uciekłam z domu.
- No, co Ty…
- Wiesz, co jest w tym najlepsze? Co miesiąc na moje konto wpływał przelew.
- Od mamy Bartka?
- Miałam nie wracać do domu. Oni nawet mnie nie szukali… Nie wiem, co dokładnie im naopowiadała, co wymyśliła, ale sama widziałaś reakcję Bartka na mój widok… To ja jestem ta zła.

***
Stoję w drzwiach i przysłuchuje się rozmowie dziewczyn. Jestem w szoku. Nie wierzę, że Zuzia opowiada o wszystkim Kamili. A może to krok w przód? Może jeśli mówi jej to odważy się zmierzyć z przeszłością?
- No, co Ty! Bartek nie może się dowiedzieć! Nie chcę do tego wracać! Obiecałaś, że nikomu nie powiesz!
- Nie powiem.

Więc lepiej nie odkryć duszy już,
Nie pragnąć tak mocno,
Do utraty tchu.
Samotnie kroczyć w blasku

- Hej. – w końcu podchodzę bliżej nich.
- Hej. – spoglądają na mnie i żadne inne słowa nie są nam potrzebne. To cudowne uczucie, kiedy najbliższe Ci osoby rozumieją Cię bez słów.
- Długo Cię nie było.
- Musiałam w końcu pomyśleć.
- I co wymyśliłaś?
- Postanowiłaś coś?
- Tak. – a w myślach dodaję ‘nie’.
- No, to mów!
- Którego wybierasz?
- Żadnego. –zrezygnowana siadam na leżaku. Podciągam kolana pod brodę i ślepo wpatruję się w trawę. Wiem, że popełniam kolejny błąd, ale tak będzie lepiej.
- Co?!
- Jak to?! Wiolka o czym Ty mówisz?!
- Nie umiem wybrać…
- Przestań.
- No, co? Taka prawda. Jak mam wybrać, jeżeli będąc z jednym myślę o drugim… To bez sensu.
- Nie możesz uciec.
- Nie umiem przekreślić jednego z nich. Nie chcę.
- Nie chcesz zrezygnować z jednego, więc rezygnujesz z dwóch?! To absurd!
- Miałyście mi pomóc, a nie osądzać!
- Kochanie, my właśnie próbujemy Ci pomóc.
- Przecież byłaś już pewna. Wiedziałaś. Czemu zmieniłaś zdanie?
- Myślałam o tym wszystkim. W głowie odtwarzałam wszystko. Od momentu poznania Kądzia i Kubiaka, aż do teraz… Mam same sprzeczne uczucia. Przed oczami miałam dwie tabelki: wady i zalety każdego z nich… Nie śmiejcie się. Ja wiem, to żałosne.
- I co Ci wyszło?
- No, właśnie nic!

Miesiąc później

Przez ten cały czas nie kontaktowałam się zarówno z Kądziem, jak i z Kubiakiem. Oczywiście, oni pisali, ale w końcu odpuścili. Chyba zrozumieli, że na odległość nic nie wskórają. Zuzia pojechała właśnie do Starych Jabłonek, a ja zostałam z Kamilą. Chciałam jechać chociaż na finały, ale całe szczęście, że tego nie zrobiłam i zostałam, ponieważ właśnie teraz siedzę w poczekalni w szpitalu, a Kama rodzi. Denerwuję się chyba bardziej od niej. Polska Reprezentacja gra właśnie z USA. Zostawiłam Zbyszkowi wiadomość na telefonie, więc znając jego przyjedzie tu od razu, gdy skończy się mecz. Nie mogę znaleźć sobie miejsca. Z zza drzwi wychodzi, jakiś młody, wysoki mężczyzna w kitlu. Pozwala mi wejść do Kamy i chwilę później widzę ślicznego, malutkiego bobaska z czarnymi włoskami. Jest cudowny. Doskonale wiem, że zamiast mnie Kamila wolałaby, żeby był tutaj Zbyszek, ale to dzielna dziewczyna.

***
Kolejny ciężki, pięciosetowy mecz. Wykończeni, ale szczęśliwi po kolejnym zwycięstwo wchodzimy do szatni. Z zazdrością w oczach patrzyłem na chłopaków, którzy szli do swoich partnerek. Minęło tyle czasu, a ja nie mogę przestać myśleć o Wiolce. Szybki prysznic, a kiedy zaczynam się ubierać, Bartman zaczyna drzeć się i szaleć po szatni. Wszyscy zaczynają mu gratulować, a ja widzę, że nie do końca jest zadowolony. Wiem jak bardzo chciał być przy narodzinach synach. Szybko wyjaśnia Anastasiemu o co chodzi i już po chwili macha do mnie.
- Dawaj! Jedziemy do Żor. – zaczyna się mnie poganiać. W sumie to nie dziwę się, że nie chcą puścić go samego. Całą drogę słyszę o tym, jak nie może doczekać się, gdy zobaczy małego. Wiolka wysyła przed chwilą jego zdjęcie. Zbyszek wpatruje się w telefon jak głupi. Nie może się nacieszyć, a z jego twarzy nie schodzi uśmiech. 
- Kurwa. Nie wpuszczą nas. – Zbyszek dopiero teraz zaczyna myśleć racjonalnie.
- Chyba logiczne. Jest środek nocy. - wywracam oczami. Jego inteligencja mnie rozwala. - Prześpimy się i rano pojedziemy do szpitala.
- Chyba nie myślisz, że będę spał?
- Nie, kurwa, będziemy pić…
- A żebyś, kurwa, wiedział! – pobudza się i klepie mnie w ramię. Patrzę na niego jak na kretyna. Chyba nie mówi poważnie? – Misiek, mam syna!
 ________________________________________
Chyba będzie lepiej, jeśli zostawię to bez komentarza ;).   
Niestety, musiałam podzielić ten rozdział na dwie części, chociaż bardzo tego nie chciałam... Inaczej byłoby za długie...
W poniedziałek część II (krótsza ;) ), a w piątek spotkamy się tutaj po raz ostatni.